wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział III - Ciężko ranny .

Powoli otworzyłem oczy. Blask słońca poraził moje spojówki. Mrugnąłem kilka razy, by obraz wyostrzył się. Rozglądnąłem się. Nade mną stali, wszyscy. W głowie miałem pustkę, czarną dziurę. Zerknąłem przed siebie. Sakura klęczała przede mną, czułem jak krople potu i krwi spływają mi po szyi. Nagle poczułem ból. Nie wyobrażalny ból, który przypomniał mi wydarzenia. Z mojej krtani wydobył się dźwięk. Dźwięk który sugerował przerażenie, ból. W końcu opadłem z sił. Wszystko zaczęło się kręcić. Po chwili poczułem delikatny dotyk. Ktoś pierw dotknął mojego czoła, powiedział cichym głosem ''Jestem tu, wszystko będzie dobrze'', moją dłoń zacisnął swoją, a moją głowę położył na swoich udach. Po dłoni zgadłem, że musiała być to kobieta. Nadal trzymała swoją dłoń na moim czole. Dzięki temu głosowi, dotykowi, przeze mnie przepłynęła cisza, spokój. Czułem ból, ale nie tak duży. Czułem błogość. Zapragnąłem już zawsze tak trwać. Zamknąłem oczy, czyjeś głosy zaczęły cichnąć, przestawałem czuć dotyk dłoni, a zamiast widoku drzew widziałem czarną dziurę.

- Musimy go wysłać do wioski. Nie mogę zrobić więcej bez potrzebnego sprzętu - usłyszałem głos Sakury.
- Sakura, dobrze wiesz, że nie zajmą się nim w wiosce. - głosy na chwilę ucichły. Lecz po chwili nadal zaczęli między sobą dyskutować. Przetarłem zewnętrzną stroną dłoni, spocone czoło. Po chwili usiadłem. Czując ból w brzuchu. Zerknąłem na dół. Od mojego podbrzusza aż do klatki piersiowej, widniał bandaż, przeciekający czerwoną cieczą. Dotknąłem brzucha. Syknąłem. Przed moimi oczami przeleciały wcześniejsze wydarzenia. Zorientowałem się co mi się stało i po co wyruszyliśmy z wioski. Założyłem bluzę.
- Czemu stoimy w miejscu! - zwróciłem na siebie uwagę, ledwo stając i zaciskając zęby z bólu. Podbiegła do mnie Hinata, bym mógł się o nią oprzeć.
- Wysyłamy cię do wioski. Nie dasz rady dalej kontynuować z nami misji - rzekł Shikamaru. Spojrzałem na niego i prychnąłem. Odsunąłem od siebie Hinatę, zerknąłem na każdego. Następnie na teren. Dostrzegłem swoje katany i maskę. Skierowałem się w ich stronę. Trzymałem się za brzuch, od nich dzieliło mnie zaledwie sześćdziesiąt pięć stóp, a z każdym krokiem czułem się coraz gorzej, czułem jak krew leje mi się z brzucha. Potykałem się o własne nogi. Zacisnąłem zęby, przystanąłem na chwilę. Przetarłem twarz z krwi i potu, oraz moich łez. Nie mogłem się poddać.
-Naruto. Wracaj. - powiedziała cicho Hinata.
Kiedy dotarłem na miejsce schyliłem się. Krzyknąłem, mimowolnie. I upadłem na kolana, następnie poczułem jak moja twarz dotyka brudnej, zimnej ziemi.
- Kurwa. - szepnąłem. Nie poddam się. Po raz kolejny zacisnąłem zęby i oczy. Podniosłem się i klęknąłem. Kiedy do ręki brałem maskę, spostrzegłem, że moja dłoń trzęsie się. Nie patrząc na nic założyłem ją, katany przywiązałem do pleców, płaszcz zarzuciłem na siebie, a kaptur na głowę. Zacisnąłem pięści i poszedłem do innych.
- Możemy ruszać.
- Nie zapominaj kto jest kapitanem - rzekł Shikamaru - I w takim stanie nie pozwolę ci przekroczyć - wziął do ręki patyk, przed sobą narysował prostą kreskę - tej linii. - dokończył
- Naruto! Wyciągnęłam całą truciznę. - stanęła przede mną różowo włosa, a inni tylko patrzyli.- Lecz tak rana wymaga szycia, twoje narządy wewnętrzne są poszarpane. Zgadzam sie z Shikamaru.
- Nic mi nie jest. - wyprostowałem się. I zamierzałem przekroczyć narysowaną linię, kiedy miałem postawić kolejny krok, ktoś chwycił mnie za ramię.
- Nie pozwolę ci, przekroczyć linii, rozumiesz?! - podniosła głos.
- Rozumiecie, że nic mi nie jest! - krzyknąłem. Wyrywając się z uścisku Hinaty. - Teraz najważniejsze jest dotrzeć do Gaary i uratować go.
- Ale on nie żyje! Nie słyszałeś co powiedziała Hokage. Nie żyje. -powiedział Sasuke. Podszedłem z trudem bliżej niego - Nie waż się tak mówić.- rzekłem.
- Ledwo stoisz. Cudem jest to, że w ogóle żyjesz. - odezwał się Kiba. Spuściłem głowę.
- Naruto, to dla twojego dobra. - stanęła za mną zielonooka. - Musisz wracać do wioski. Skierować się do Tsunade a ona ci pomoże.
- Nie przekonacie mnie. Po raz kolejny mówię, że nic mi nie jest. Nie czuję bólu. - Skłamałem, tak naprawdę nie umiałem wytrzymać uczucia jak krew wypływa mi z rany, jak bardzo szczypie, jak bardzo boli. Do moich nozdrzy dotarł swąd krwi. Zebrałem się w sobie, mimo wielkiego ryzyka i wielkiego bólu, pobiegłem i przekroczyłem linię.
- Ruszajmy. - rzuciłem chłodno.

    Niebo zrobiło się czarniejsze. Wiatr przybrał na sile, był coraz bardziej zimny. A ja? Zawsze biegłem jako pierwszy, a teraz potykałem się o własne nogi. W końcu upadłem. Spadałem na ziemie, poczułem ból docierający z moich pleców. Próbowałem się podnieść, ale nie potrafiłem. Kręciło mi się w głowie, w końcu poddałem się. Twarz zatopiłem w brudnej ziemi i trawie, czekając aż nadejdzie spokój. Nareszcie... poczułem ulgę.

    - Poddaj się! ''Nie pozwolę zabić moich przyjaciół'' to są twoje słowa. Czy właśnie tego nie zrobiłem?!  Przyłącz się, poddaj się. - klęczę. Przede mną stoi Obito wraz z Madarą. Podniosłem głowę. Wokół mnie leżały martwe ciała. Zapach krwi unosił się w powietrzu. Był tak gęsty, że tylko to dało się wyczuć. Zrobiłem dwa kroki w tył. Z każdym krokiem poznawałem kolejne osoby. Były martwe, lecz ich oczy nadal były otwarte. Patrzyły się na mnie. Widziałem w ich martwym spojrzeniu pogardę. 
- Nie umiałem was ochronić, przepraszam. - nie potrafiłem ustać na nogach. Dłońmi zasłoniłem twarz. Z pod moich powiek poleciały gorzkie łzy. Kakashi-sensei, Sakura, Sasuke, Iruka, wszyscy nie żyją. Wiedziałem o tym, że to przeze mnie. Dałem im fałszywą nadzieję. Martwe ciała zaczęły pojawić mi się przed oczami. Nagle jak przez mgłę usłyszałem coś. Wstałem. Czy to już koniec? Znów to usłyszałem. cichy... Szloch. Znów ucichł. Zacząłem obserwować teren wokół siebie. Brudną dłonią przetarłem oczy. Nie słyszałem nic, prócz własnego oddechu. Wyciągnąłem kunai. - Muszę spróbować walczyć - pomyślałem. Przechodziłem wokół martwym ciał. Nagle znikł Madara, Obito i ten szloch. Nagle znów usłyszałem płacz, wołanie o pomoc, lecz z każdej strony. Obróciłem się wokół własnej osi i jakbym z pod ziemi pojawiła się Hinata. 
- Naruto-kun! Pomóż mi, proszę - wołała. Upuściłem kunai i pobiegłem w jej stronę. Biegłem, biegłem. Dwadzieścia stóp przed nią, przystanąłem. Patrzyła się na mnie. W ręce miała  miecz:
- Neji... wszyscy nie... żyją- zacisnąłem usta w wąską linię. Hyuuga swą małą pięść zacisnęła na rękojeści. I wtedy za nią stanął Obito. Złapał ją za podbródek, głowę odchylił do tyłu i wbił kunai w jej gardło. Padła na ziemię. Wyciągając ku mnie prawą rękę, a lewą trzymała się za krwawiące gardło, dusiła się. Jej ciałem wstrząsały drgawki, nie mogłem nic zrobić. Oczy napełniły się łzami. Moje ciało zaczęło się trząść. Nie potrafiłem wstać, nie umiałem płakać, sparaliżował mnie strach, widok Hinaty. Spojrzałem na zabójcę mojej przyjaciółki, podszedł do mnie. Złapał za kark.
- Popatrzysz w oczy tej dziewczynie. Jak umiera. - przysunął mnie do niej. Kazał patrzeć. Lecz zamknąłem oczy. - Widzisz ją? - nachylił się - Ona cię kocha. A ty nie potrafiłeś jej obronić. - po raz drugi, sparaliżowało mnie. Momentalnie otworzyłem oczy. Z pod jej powiek wypływały łzy. Nadal żyła. Dłoń uniosła i musnęła mój policzek. Obito wypuścił mnie z uścisku, kiedy obróciłem się do niego, rzucił między moje oczy kunai...

   
    Podniosłem się z krzykiem, z mojej twarzy leciał pot. Rozejrzałem się, byłem w namiocie, przykryty byłem jedynie płaszczem. Wyszedłem.  Na moim brzuchu widniał nowy bandaż, moja rana nadal bolała, lecz nie tak bardzo.  Gwiazdy stroiły ciemne niebo. Nikogo przy mnie nie było. Nie wiedziałem czy nadal żyję, a może umarłem? Wiatr rozwiał moje włosy.
- Gdzie są wszyscy? - szepnąłem do siebie. Potykając się i trzymając za ranę, zacząłem się rozglądać. - Chyba żyję. - byłem pewny, czułem wiatr i ciepło bijące od dużego ogniska. Ku ogniom wyciągnąłem dłonie. Zacząłem je pocierać, po chwili moje dłonie stały się cieplejsze. Nie miałem czasu na leniuchowanie. Założyłem katany, maskę, zarzuciłem płaszcz i założyłem rękawiczki. Kiedy miałem ruszać, usłyszałem ciche, nieśmiałe, ale stanowcze:
- Naruto...! - powoli odwróciłem się, przede mną stała granatowo włosa. W dłoniach trzymała patyki.
- Hinata. Co tu się dzieje, do cholery! - Zdjąłem maskę, i złapałem ją za ramię. Nie wiem co we mnie wstąpiło, byłem dziwnie zły. - Gdzie są wszyscy?!
- Uspokój się. - Rzuciła patyki w ogień, następnie podeszła do mnie - Kazali mi z tobą zostać. Reszta ruszyła na misję.
- Beze mnie? - nie wierzyłem w to. - Chce tam ruszyć. - Odwróciłem się. Stawiłem jeden krok, a na swoim ramieniu poczułem dłoń. Odwróciła mnie do siebie. Prawą dłoń ściskała moje przedramię.
- Nie pozwolę ci odejść. Sakura cudem cię odratowała. Rozumiesz to cud, że się wybudziłeś.  Nie pozwolę. - ścisnęła jeszcze mocniej.
- Ile byłem nie przytomny? - odwróciła wzrok. W końcu spojrzała na mnie.
- Cztery dni.
- Co... a co z Sasuke, co z nimi. - wyszarpałem się z jej uścisku.
- Nie wiem. Stąd jest daleka droga. Podróż może trwać 5 dni. Nie bój się, pewnie są już na miejscu - próbowała mnie uspokoić. Ale ja nie potrafiłem. Musiałem ruszyć teraz.
- Muszę ruszać. Chcesz to zostań. - podniosłem głos, stanąłem do niej plecami. Czułem, że  wpatruje się we mnie. - Oni mogą tego nie przeżyć, ci ninja są bardzo silni.
- Ty również! - krzyknęła, podbiegła i stanęła na przeciw mnie. - Czy ty do, cholery, rozumiesz? Twoja rana znów może zacząć krwawić, może wdać się zakażenie. Może stać się wszystko. Nie pozwolę ci. - lekko uderzyła mnie pięścią w klatkę piersiową. Światło ognia oświetliło jej twarz. Dopiero teraz zauważyłem, że jej oczy są czerwone i napuchnięte. Płakała...?
- Czemu płakałaś.
- Nie odwracaj kota ogonem. Proszę zostań chociaż na tą noc, proszę... - schyliła głowę. Przeze mnie przepłynęła fala ciepła. Nigdy wcześniej nie widziałem by ktoś się tak martwił o mnie. Delikatnie położyłem dłoń na jej głowie.
- Dobrze, tylko na tą noc. - nagle poczułem ból. Jakby coś sie rozerwało. Skuliłem sie.
- Co się dzieje? - chwyciła mnie za przedramię.
- Boli... - kazała mi sie położyć, wykonałem czynność. A po chwili, Hinata delikatnie rozcięła bandaż  kunai'em.
- Strup się rozerwał, ale minimalnie. Sakura mówiła mi że może do tego dojść. - Kiedy opatrywała moją ranę, czułem jej delikatny dotyk. Taki nie śmiały, jakby się czegoś bała. Zaczęła zakładać nowy bandaż, gdy skończyła, chwyciła moją koszulkę.
- Pomogę ci. - uśmiechnęła się. Następnie pomogła mi wstać i usiadła przed ogniskiem, podsycając go patykami, które uzbierała. Powoli usiadłem koło niej.
- Hinata, nadal masz napuchnięte oczy. - popatrzyła na mnie, z rumieńcem i zaskoczeniem. - Czemu płakałaś, możesz mi powiedzieć. - milczała, bawiła się jedynie swoim palcami. Dawno tego u niej nie widziałem, tego dziwnego tiku. Westchnęła.
- Martwiłam się, tyle. - przerwała ciszę.
- O co? O kogo?
- O ciebie.  - powiedziała na jednym wdechu, następnie schowała twarz we włosach.
- Czemu? - znów zamilkła. Szturchnąłem ją lekko. Wpatrzyła się we mnie.
- Nie chciałam, żebyś umarł. Nie zniosłabym tego. - skuliła sie bardziej, a przeze mnie przeszło to samo ciepło. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nagle zapragnąłem ją pocałować. Dotknąć tych malinowych ust, poczuć ich zapach, poczuć zapach jej włosów. Od wojny zacząłem patrzeć na nią w inny sposób. Nie wiem co się ze mną dzieje. Dziwnie denerwuje się, kiedy podchodzi czy patrzy w moje oczy, pragnę mieć ją dla siebie. Żeby była tylko moja. Potrzęsłem głową.
- Naruto, chodź spać. - przywróciła mnie na ziemię.
- Taak, już idę. - podeszła do swojego plecaka. Następnie zaczęła nerwowo szukać czegoś. Podszedłem bliżej.
- Co się stało?
- Nie mam namiotu. Musiałam zostawić - odpowiedziała z lekkim rumieńcem. Uśmiechnąłem sie do niej. Zacząłem ją zapraszać do mojego namiotu, lecz odmawiała, dopiero po paru minutach zgodziła się. Weszliśmy do namiotu, położyła się na lewym boku, plecami do mnie.

    Nerwowo otworzyłem oczy. Obok mnie nie było Hinaty. Zerwałem się. Dostrzegłem światło, otworzyłem namiot, zobaczyłem jak granatowo włosa siedzi przed ogniskiem, ze spuszczoną głową. Po cichu wyszedłem, następnie usiadłem obok niej. Nie zauważyła mnie. Słyszałem jej cichutki szloch.
- Hinata.. - nerwowo podniosła głowę.
- Naruto-kun!? - pisnęła.
- Co się stało. - zapytałem, ta jedynie wytarła oczy i odpowiedziała chłodne - Nic.
- Przecież widzę. - nalegałem, by opowiedziała mi. W końcu przez jej gardło przeszło nieśmiałe - Cieszę, że wyszedłeś z tego. - po czym uśmiechnęła się do mnie, a ja poczułem się sparaliżowany. Jedynie otworzyłem szerzej oczy. Przez dłuższą chwilę tylko patrzyłem się na nią. Między nami zapadła cisza.
- Boję się co będzie dalej. - przerwała ją.
- Hm? Czego. - spojrzała na ogień. Po chwili myślenia głowę gwałtownie odwróciła do mnie mówiąc - Co będzie jak znów rozpocznie się wojna. Boję się, że znów stracę osoby bliskie. Naruto, nie chce byś wyruszył na tą misję. Proszę wróć do wioski. - wbiła paznokcie w moją dłoń. Po jej bladym policzku ruszyła łza, która później spadła na trawę.
- Wybacz. - na chwilę przerwałem - Ale nie mogę wrócić. Nie wrócę dopóki nie zobaczę, że Gaara nie żyję. To mój przyjaciel.
- My też nimi jesteśmy! Pomyśl. - puściła moją dłoń, a ja straciłem dotyk jej skóry. - Jesteś ranny, do cholery, nie dasz im rady z takimi obrażeniami. Co się stanie jak umrzesz? Pomyślałeś o przyjaciołach, którzy nadal żyją, o nas! Bez ciebie nie będziemy mogli ponownie stanąć do Wojny! - podniosła głos, następnie wstała i rzekła:
- Ide spać, tobie też radzę. Jutro rano wyruszamy - i zostawiła mnie ze swoimi myślami. Miałem mętlik w głowie. Spojrzałem w gasnący ogień. Nie wiedziałem co mam zrobić. Ale ja nie mogę zostawić Gaary, nawet jak nie żyje, nie mogę zostawić Sakury, Sasuke, nie mogę. Jednak z drugiej strony nie mogę stracić Hinaty. W jej głosie słyszałem, że się martwi o mnie. Nigdy jeszcze tego nie słyszałem, nie czułem. Zacisnąłem pięści i położyłem się na trawie.