poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział II - Pierwsza misja i kłopoty!

- Kazekage poległ. Wioska Piasku wczoraj w nocy została zaatakowana - jedynie co usłyszałem to dwa pierwsze słowa. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.
     W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Po chwili dało się słyszeć rozmowy
- Przykro mi, Naruto - podeszła do mnie Hokage. Położyła dłoń na ramieniu, starłem łzę, głowę podniosłem. Następnie sztucznie uśmiechnąłem się.
- O północy wyruszacie do Wioski Piasku. - rzuciła Hokage. - Macie znaleźć jakiekolwiek ślady.
- Hai! - krzyknęliśmy, nie głośno, lecz razem.
- Shikamaru. - skierowała do niego - Zostaniesz kapitanem.
- Oczywiście, Hokage - schylił głowę.
- Możecie już odejść - razem skierowaliśmy się w stronę, dzrwi.
    Na korytarzu rozeszliśmy się w milczeniu. 
    Zboczyłem z drogi prowadzącej do mojego skromnego mieszkania. Zacisnąłem mocno pięści, wbijając paznokcie w skórę, wewnętrznej części dłoni. Przystanąłem na chwilę. Z czoła zdjąłem opaskę, spojrzałem na nią, zobaczyłem swoje oczy.
- Nie potrafię ochronić osób, których kocham - zamknąłem powieki - Cholera -szepnąłem. Następnie ruszyłem dalej. Nie patrząc na drogę, czy dokąd idę. Po chwili poczułem jak kapnęło mi coś na czoło. Skierowałem głowę w górę, zobaczyłem, że z szarego nieba powoli lecą krople deszczu. - Ostatnio rzadko widać słońce - pomyślałem. Ochraniacz na czoło schowałem do kieszeni. Po chwili poczułem uderzenie w bark. Szybko spojrzałem przed siebie. Na brudnej ziemi leżała różowowłosa.
- Przepraszam. - podałem jej dłoń.
- Wszystko w porządku? - spytała, otrzepując swój strój.
- Tak. - posłałem uśmiech i odszedłem. W końcu zawróciłem w stronę domu.
    Otworzyłem drzwi. Zdjąłem buty. Do szklanki nalałem wody, postawiłem ją na stoliku przed pufą. Po czym podszedłem do komody, z dolnej szuflady wyciągnąłem list. Rozkładając go usiadłem na kanapie. '' Drogi Przyjacielu'' zdążyłem przeczytać jedynie te słowa, a w moich oczach pojawiły się łzy. Był to list od Kazekage z podziękowaniami. Dostałem go tydzień po zakończeniu wojny. Nie byłem w stanie dłużej tego czytać.
- Jak mogłeś przegrać! - krzyknąłem sam do siebie. Spojrzałem na stojącą szklankę. Chwyciłem ją za uchwyt.
- Pieprzony egoista! - rzuciłem przedmiotem. Kubek rozbił się o ścianę, a na niej pozostała jedynie mokra plama. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Uderzyłem o ów ścianę, zdzierając skórę. Pozostawiając jedynie  wgniecenie. Złapałem się z głowę. Gorzkie łzy poleciały mi strumieniami. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Zacząłem demolować mieszkanie. Rzuciłem nożami przed siebie. Przeleciały przez przejście. Wbiły się w zdjęcia, które wisiały w małym korytarzu. Powodując, że spały na ziemię, a szkło rozbiło się. Złapałem za nogi od stolika, po czym rzuciłem nim.
- Jak mogłeś przegrać?! Wielki Kazekage się, kurwa, znalazł! - krzyknąłem. Po minucie mój salon, kuchnia i przedpokój wyglądały masakrycznie. Sięgnąłem za firankę, kiedy miałem ją zerwać, usłyszałem ciężki, basowy głos.
- Uspokój się. Naruto! - momentalnie puściłem firankę. Pięści zacisnąłem.
- Spójrz za siebie. - obróciłem się. A w kuchni, dziesięć stóp ode mnie, stała kunoichi. Oczy miała rozszerzone. Usta rozchylone.
- Co ty tu robisz? - podszedłem do niej. Pierw rozejrzała się po pomieszczeniu, a za chwilę wzrok przewróciła na mnie.
- Przyszłam oddać ci katanę. Zostawiłeś ją. - wcisnęła mi narzędzie do rąk. Milczałem, patrzyłem na jej przerażoną twarz.
- Hinata... - odezwałem się. Lecz ona rzuciła krótkie ''Cześć'' i odeszła. Popatrzyłem na swoje ''dzieło''. Nie miałem pojęcia co się ze mną własnie stało. Nie mogłem się powstrzymać.
     Chwilę stałem w milczeniu, patrzyłem się przed siebie, ściskając katanę. Odwróciłem głowę. Przypomniałem sobie przerażoną minę Hinaty. Ile widziała?
     Wszedłem do sypialni. Zdjąłem standardowy strój shinobi, a założyłem nowy. Popatrzyłem sie do lusterka. Chwyciłem za opaskę i przywiązałem ją sobie do czoła. Przypomniałem sobie, że Hokage wspomniała coś o maskach. Lecz nie dostałem jej. Zignorowałem to, wychodząc z pokoju
     Po pół godzinie spakowany stałem przed drzwiami. Zostało piętnaście  minut do północy. Złapałem za klamkę. A księżyc swoim blaskiem oświetlił mi twarz i ochraniacz na czoło. Włożyłem dłonie do dość głębokich kieszeń i ruszyłem.
    Kiedy dotarłem pod bramę, nikogo jeszcze nie było. Jednym ruchem usiadłem na trawie, opierając się o ścianę. Zerwałem białego kwiatka i obracałem nim w ręce.
    Po czekaniu zjawił się pierwszy Sasuke.  Podszedł do mnie. Spojrzał na mnie, następnie kucnął.
- Wstawiaj reszta już idzie - usłyszałem. Wykonałem polecenie, a po chwili poczułem klepnięcie w plecy.
- Shikamaru. Możemy ruszać? - odezwałem się.
- Nie. Mamy poczekać na Hokage - skończył zdanie, a przywódczyni juz stała przed nami. Zmierzyła każdego z nas. W lewej ręce miała ułożone długie czarne płaszcze z kapturem, a w drugiej poukładane maski.
- Oddajcie opaski. - zdziwiłem się. Popatrzyłem na Hokage.
- Po co?
- Musimy zachować ostrożność, prawda? - kiedy skończyła, odłożyliśmy koło niej, na ziemi, nasze ochraniacze. Po chwili każdemu z nas dała po masce i płaszczu. 
    Maska była bardzo podobna do tych którzy noszą ANBU. Była cała czarna. Lecz od dolnego prawego boku, widniała falująca biała kreska. Podobnie było z góry z lewej strony. Spojrzałem na Hokage, kiwnęła głową, że już czas. Założyłem maskę, następnie płaszcz, a kaptur na głowę.
- Dobrze. Ruszajcie - kiedy mieliśmy już ruszyć, w kłębie dymu pojawiła się starszyzna.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowi! - podniosła głos kobieta - To bardzo ważna misja.
- Hai - zasalutowaliśmy.
- Przypominam zasady. Jeżeli, któreś z was zostanie ciężko ranne. ZABIĆ! - ostatnie słowo mocno nacisnął, mężczyzna w podeszłym wieku. Po czole spłynęła mi kropla potu.
- Przykro mi. Ale ja nie wykonam takiego rozkazu. - zdjąłem maskę. I zmarszczyłem brwi. Powoli podchodziła do mnie kobieta wraz z mężczyzną. Skierowałem wzrok na Hokage. Po jej wyrazie twarzy, wyczułem, że nie jest zadowalona z mojego wyczynu.
- Powtórzę. Jeżeli, któreś z was zostanie ciężko ranny, macie go zabić. Bez wahania. - na chwile przerwała kobieta. - Jeżeli nie wykonasz tego, sama się z tobą rozliczę.
- Myślisz, że zdołam zabić przyjaciela. - założyłem maskę. - W dupie mam takie polecenia.
- DOŚĆ! - krzyknęła blond włosa - Naruto. Rozkaz to rozkaz. - zmarszczyła brwi. - A teraz ruszajcie.
    Bez dłuższego zastanowienia ruszyłem jako pierwszy. Nie patrząc czy reszta podąża za mną. Nie rozumiem. Jak można zabić przyjaciela? Pamiętam to do dziś, kiedy podsłuchałem rozmowę między nimi:

- Tsunade. Zarządziliśmy, że do szpitala będą przyjmowani tylko shinobi z lekkimi obrażeniami. Medyków trzeba posłać na misję.
- Co?! Jak tak można? Mam rozumieć, że mam kazać innym zabijać kompana jak będzie niezdatny do walki? - walnęła z pieści w biurku, herbata rozlała się.
- Świetny pomysł - szydercze uśmiechnął sie mężczyzna.
- Zgadzam się.
- Ale to ja żądze wioską. Nie rozkaże mi takiego czegoś!- znów podniosła głos.
- Słuchaj. Medyków trzeba posłać na misje. W szpitalu zostaną tylko pielegniarki, zrozumiano?!
- Nie.
- Więc lepiej zrezygnuj ze stanowiska. Masz za miekkie serce - zagroził mężczyzna Hokage. Blond włosa chwilę się zawiesiła. Opadła na krzesło.
- Rozumiemy, że się zgadzasz. Bardzo dobrze - zatrzasnęli za sobą drzwi.


    Ja wraz z Sasuke , skakaliśmy po drzewach. Hinata i Kiba biegli po naszej prawej stronie.  Ino i Choji biegli po lewej, Sai i Sakura za nami, a Shikmaru i Shino przed nami. Utworzyliśmy razem romb.
- Stać! - krzyknął Shikamaru. Wszyscy zgodnie zatrzymaliśmy sie i zebraliśmy przy kapitanie.
- Już długo biegniemy. Więc zróbmy sobie mala przerwę. - ucieszyłem sie, gdyż w moim brzuchu zrobiło się pusto. - Naruto, idź po ryby.
- Jasne - powiedziałem. Podszedłem do małego stawu. Kiedy ryby skakały, wbijałem w nie kunai'e.
- Pomóc? - usłyszałem damski głos. Spojrzałem za siebie.
- Nie. Nie trzeba - Jednak Hyuga usiadła na trawie i patrzyła co robie.
     Po chwili złowiłem dośc dużo ryb. Kucnąłem przy niej. Maskę zdjęła, kładąc ją na trawie.
- Słuchaj - zacząłem - Przepraszam za to co zobaczyłaś.
- Nic się nie stało. Rozumiem. - rzuciła i popatrzyła się w księżyc.
- Powiedz mi. Ile widziałaś...
- Pukałam do ciebie. I gdy usłyszałam hałas weszłam. Stałam za furtyną. - spojrzała na mnie. Po czym uśmiechnęła się. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Pewnie ci cięzko. - powiedziała. Podniosłem głowę.
- A.
- Nie martw sie. Nie twoja wina.
- A czyja?! - podniosłem głos. - Nie mogłem uratować Neji'ego. Teraz zginął Gaara. Cholera - spuściłem głowę na dół. Poczułem jak zaciska swoje drobne dłonie na mojej. Założyła maskę, dłonią dotknęła mego policzka, po czym :
- Chodźmy już. Pewnie są głodni - rzuciła i zniknęła w drzewach.
      Usiadłem w kółku. Siedzieliśmy w ciszy. Słuchając swoich oddechów i skwierczenia ogniska. Zamyśliłem się.
- To twoje wyskoczenie do starszyzny było nie potrzebne. - spojrzał i powiedział do mnie Uchiha. Zdenerwowałem się.
- Chyba nie dosłyszałem.
- Mówię, że to twoje wystąpienie było głupie.
- Przepraszam bardzo. - obydwaj wstaliśmy, ściągnąłem z niego maskę. Pociągnąłem za płaszcz - Ale ja nie byłbym wstanie ciebie zabić. Czy kogokolwiek z moich przyjaciół.
- Rozkaz to rozkaz.
- Nic się nie zmieniłeś. - zawiesiłem się. - Byłbyś wstanie zabić Sakure?
- Dosyć! Naruto i Sasuke uspokójcie się. Nie jesteśmy tu by się kłócić. Nikt nikogo nie będzie zabijać. Jasne? - rzucił Shikamaru. Puściłem kruczowłosego i wróciłem na miejsce.
   Zdjęliśmy maski, lecz pozostawiając kaptury na głowie. W milczeniu jedliśmy. Po krótkiej chwili, gdy skończyliśmy, Shikamaru odezwał się.
- Okej. Trzeba mieć jakiś plan. - kiwnęliśmy głowami. - Więc tak. Kiedy będziemy na miejscu. Szukamy śladów, informacji, czegokolwiek. Ocalałych - zawiesił się. Wątpiłem w ocalałych - Musimy poruszać się cicho i osłaniać się nawzajem. Zrozumiano?
- Tak. - rzekłem. - Jeżeli nadal tam będą? - wszyscy skierowali wzrok na mnie.
- Staniemy do walki. Jeżeli zginiemy to w obronie przyszłość. Jak na wojnie. - rzekł zakładając maskę
- I naruto - skierował do mnie - Hokage zabroniła używać ci twojego trybu.
- Co? - zdziwiłem się.  - Wiesz, że jak będziemy musieli walczyć, to bez tego możemy nie dać rady?!
- Wiem. Ale mogą znać ciebie. Mogą wiedzieć, że Naruto Uzumaki z Wioski Liścia, potrafi kontrolować Dziewięcioogoniastego. To może być niebezpieczne, narażać wioskę
- Nie zgadzam sie na to.
- Naruto, tak zarządziła starszyzna i Hokage. Nic na to nie poradzę. - Odwróciłem głowę. Nie rozumiałem tego. Nagle usłyszałem coś. Podniosłem ręką. - Cicho - szepnąłem. Wszyscy umilkli. Nie odwracając się zacząłem się przysłuchiwać. Wiedziałem, że ktoś nas obserwuje. Siedziałem nie ruchomo i po krótkim czasie wszedłem w tryb mędrca. Z krzaków poleciał kunai. Wprost na siedzącego naprzeciwko mnie Shikamaru. Lecz złapałem go.
- Cholera! Otoczyć go! - zgodnie razem ruszyliśmy. Każdy w innym kierunku. Znalezienie go było łatwe.
     Stanęliśmy w kółku, a po środku stał wysoki mężczyzna.
- Kim jesteś. - rzucił Kiba. Ten jedynie szyderczo uśmiechnął się, a z pośród drzew wyskoczyli shinobi. Otoczyli nas. W końcu ruszyliśmy do walki.
- Jednego złapać i związać! - krzyknął kapitan.
     Rzuciłem się na dwóch shinobi. Podszedłem do nich, wyciągając katanę. Ponownie wszedłem w tryb mędrca.
- Nie dacie nam rady! - powiedział i zaśmiał się jeden z nich. Przypatrzyłem się im. Czarne kominiarki idealnie maskowały ich twarze. Na czole mieli opaskę z trójkątem. Nowa wioska?
- Żebyście nie byli zaskoczeni - uśmiechnąłem się i ruszyłem. Jeden z nich wyskoczył w powietrze. Lecz szybko stworzyłem RasenShiruken i posłałem w powietrze. Zobaczyłem, że ominął atak.
- Cholera - szepnąłem. Po chwili poczułem uderzenie w brzuch. Następnie wziął mnie za dłoń i rzucił o drzewo. Upadłem na ziemię, na mojej twarzy zawitał grymas z bólu.
Spojrzałem przed siebie. Do dwójki przeciwników dołączył jeszcze jeden. Szybko rozejrzałem się. Policzyłem wrogów, było ich dwadzieścia trzy, teraz dwadzieścia dwa. Sasuke zabił jednego.
     Spostrzegłem, że biegł wprost na mnie. Rzuciłem kunai'em Latającego Boga Piorunów, za nimi. Po sekundzie znalazłem się za przeciwnikami. Odwrócili się, lecz zdążyłem jednego z nich przebić kataną. Uśmiechnąłem się. - Jeszcze dwóch - szepnąłem. Odskoczyli w boki. sięgnąłem do kabury po więcej kuani, lecz spostrzegłem, że nie wziąłem więcej kunai'ów Boga Piorunów. - Nosz, kur... - nie dokończyłem, bo jeden z nich rzucił się na mnie. Zacząłem z nim otartą walkę. Szybko rozejrzałem się, gdy zobaczyłem, że drugi stoi koło mojego kunai'a. Uderzyłem wroga z pięści, kiedy upadł, stałem już przy shinobi, który przygotowywał jutsu. Wyciągnąłem kunai i przeciąłem mu gardło, a jego ciepła krew prysnęła na moją maskę. Rozszerzył oczy, następnie upadł.
     Nie zdążyłem wejść ponownie w tryb mędrca, bo przeciwnik biegł wprost na mnie. Jego ciało płonęło. Dosłownie. Płonęło zielonymi płomieniami. Wyciągnął ku mnie dłoń, a ów płomienie uderzyły mnie w klatkę piersiową. Wyleciałem w powietrze, następnie turlałem się po ziemi. Czułem nie wyobrażalny ból. Czułem jak klatka piersiowa mi płonie, jak tracę wszystkie siły. Czułem jak moja chakra ulatnia się ze mnie. Skuliłem się. Przez ból nie umiałem wykrzyczeć ani słowa. Trzymałem ręce na klatce. Szybko zdjąłem spaloną kamizelkę, następnie bluzę. Spojrzałem na nią. Między moimi żebrami istniała czarna plama. A zielone płomienie wdzierały się w moje wnętrzności, a na zewnątrz wydobywała się moja chakra, która wędrowała do jego ręki.
    Spojrzałem przed siebie. Mój przeciwnik zbliżał się bardzo szybko, próbowałem wstać, ale ból i strach uniemożliwiał mi to. Stanął nade mną. Złapał za gardło i przycisnął do drzewa.
- Wiesz co najbardziej uwielbiam w tym jutsu - zaśmiał się szyderczo - że przez najbliższą dobę będziesz cierpiał, aż w końcu spłonie twoje ciało od środka. - ściągnął mi maskę.
- Szkoda takiej buzi. Widać, że prawdziwy z ciebie wojownik. -powili dusiłem się. Do reki wziął moją katanę. Przycisnął do mojego serca, które biło jak oszalałe. Nagle jego uścisk zmniejszał się, a z ust wydobyła się czerwona ciecz. Plunął nią w moją twarz. Upadł a ja razem z nim.
    Ból zwiększył się, rozprzestrzenił się po moim brzuchu. Wygiąłem się, a moja chakra przestała być absorbowana. Otworzyłem oczy, nade mną stała przerażona hinata, kucnęła i próbowała uspokoić. Kręciłem się we wszystkie strony, aż w końcu nie chcący walnąłem ją w twarz, zdzierając maskę.
    Podniosła się i usłyszałem jak cicho szepcze ''Byakugan''.
- Co? Jak to... - powiedziała z nie dowierzaniem. Nie mogłem nadal nic powiedzieć. Po kilku próbach, z mojej krtani wydobył się dźwięk. Krzyczałem z całych sił. Krzyczałem by ktoś mi pomógł, by zabrał ten ból - SAkura! - krzyknęła, a przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Słyszałem jedynie ciche odgłosy walki i rozmowy.






______________________________________________________________




Witam!
I jest rozdział drugi. już sie tłumaczę czemu rozdział tak późno. Pierwszy powód to: stanęłam na swojego laptopa -.- i gdy oddałam do naprawy moje wszystkie rozdziały znikły :(. Drugi powód to: szkoła. Jestem teraz w klasie trzeciej gim. [GIMBAZA!] i niestety moi nauczyciele już naciskają
Kolejny rozdział.... nie wiem kiedy Xd ale za nie długo   :P
Wyczekujcie kolejnej notki


Pozdrawiam!