Powoli otworzyłem oczy. Blask słońca poraził moje spojówki. Mrugnąłem kilka
razy, by obraz wyostrzył się. Rozglądnąłem się. Nade mną stali, wszyscy. W
głowie miałem pustkę, czarną dziurę. Zerknąłem przed siebie. Sakura klęczała
przede mną, czułem jak krople potu i krwi spływają mi po szyi. Nagle poczułem
ból. Nie wyobrażalny ból, który przypomniał mi wydarzenia. Z mojej krtani
wydobył się dźwięk. Dźwięk który sugerował przerażenie, ból. W końcu opadłem z
sił. Wszystko zaczęło się kręcić. Po chwili poczułem delikatny dotyk. Ktoś
pierw dotknął mojego czoła, powiedział cichym głosem ''Jestem tu, wszystko
będzie dobrze'', moją dłoń zacisnął swoją, a moją głowę położył na swoich
udach. Po dłoni zgadłem, że musiała być to kobieta. Nadal trzymała swoją dłoń
na moim czole. Dzięki temu głosowi, dotykowi, przeze mnie przepłynęła cisza,
spokój. Czułem ból, ale nie tak duży. Czułem błogość. Zapragnąłem już zawsze
tak trwać. Zamknąłem oczy, czyjeś głosy zaczęły cichnąć, przestawałem czuć
dotyk dłoni, a zamiast widoku drzew widziałem czarną dziurę.
- Musimy go wysłać do wioski. Nie mogę zrobić więcej bez potrzebnego sprzętu
- usłyszałem głos Sakury.
- Sakura, dobrze wiesz, że nie zajmą się nim w wiosce. - głosy na chwilę ucichły.
Lecz po chwili nadal zaczęli między sobą dyskutować. Przetarłem zewnętrzną
stroną dłoni, spocone czoło. Po chwili usiadłem. Czując ból w brzuchu.
Zerknąłem na dół. Od mojego podbrzusza aż do klatki piersiowej, widniał bandaż,
przeciekający czerwoną cieczą. Dotknąłem brzucha. Syknąłem. Przed moimi oczami
przeleciały wcześniejsze wydarzenia. Zorientowałem się co mi się stało i po co
wyruszyliśmy z wioski. Założyłem bluzę.
- Czemu stoimy w miejscu! - zwróciłem na siebie uwagę, ledwo stając i
zaciskając zęby z bólu. Podbiegła do mnie Hinata, bym mógł się o nią oprzeć.
- Wysyłamy cię do wioski. Nie dasz rady dalej kontynuować z nami misji -
rzekł Shikamaru. Spojrzałem na niego i prychnąłem. Odsunąłem od siebie Hinatę,
zerknąłem na każdego. Następnie na teren. Dostrzegłem swoje katany i maskę.
Skierowałem się w ich stronę. Trzymałem się za brzuch, od nich dzieliło mnie
zaledwie sześćdziesiąt pięć stóp, a z każdym krokiem czułem się coraz gorzej,
czułem jak krew leje mi się z brzucha. Potykałem się o własne nogi. Zacisnąłem
zęby, przystanąłem na chwilę. Przetarłem twarz z krwi i potu, oraz moich łez.
Nie mogłem się poddać.
-Naruto. Wracaj. - powiedziała cicho Hinata.
Kiedy dotarłem na miejsce schyliłem się. Krzyknąłem, mimowolnie. I upadłem
na kolana, następnie poczułem jak moja twarz dotyka brudnej, zimnej ziemi.
- Kurwa. - szepnąłem. Nie poddam się. Po raz kolejny zacisnąłem zęby i oczy.
Podniosłem się i klęknąłem. Kiedy do ręki brałem maskę, spostrzegłem, że moja
dłoń trzęsie się. Nie patrząc na nic założyłem ją, katany przywiązałem do
pleców, płaszcz zarzuciłem na siebie, a kaptur na głowę. Zacisnąłem pięści i
poszedłem do innych.
- Możemy ruszać.
- Nie zapominaj kto jest kapitanem - rzekł Shikamaru - I w takim stanie nie
pozwolę ci przekroczyć - wziął do ręki patyk, przed sobą narysował prostą
kreskę - tej linii. - dokończył
- Naruto! Wyciągnęłam całą truciznę. - stanęła przede mną różowo włosa, a
inni tylko patrzyli.- Lecz tak rana wymaga szycia, twoje narządy wewnętrzne są
poszarpane. Zgadzam sie z Shikamaru.
- Nic mi nie jest. - wyprostowałem się. I zamierzałem przekroczyć narysowaną
linię, kiedy miałem postawić kolejny krok, ktoś chwycił mnie za ramię.
- Nie pozwolę ci, przekroczyć linii, rozumiesz?! - podniosła głos.
- Rozumiecie, że nic mi nie jest! - krzyknąłem. Wyrywając się z uścisku
Hinaty. - Teraz najważniejsze jest dotrzeć do Gaary i uratować go.
- Ale on nie żyje! Nie słyszałeś co powiedziała Hokage. Nie żyje.
-powiedział Sasuke. Podszedłem z trudem bliżej niego - Nie waż się tak mówić.-
rzekłem.
- Ledwo stoisz. Cudem jest to, że w ogóle żyjesz. - odezwał się Kiba.
Spuściłem głowę.
- Naruto, to dla twojego dobra. - stanęła za mną zielonooka. - Musisz wracać
do wioski. Skierować się do Tsunade a ona ci pomoże.
- Nie przekonacie mnie. Po raz kolejny mówię, że nic mi nie jest. Nie czuję
bólu. - Skłamałem, tak naprawdę nie umiałem wytrzymać uczucia jak krew wypływa
mi z rany, jak bardzo szczypie, jak bardzo boli. Do moich nozdrzy dotarł swąd
krwi. Zebrałem się w sobie, mimo wielkiego ryzyka i wielkiego bólu, pobiegłem i
przekroczyłem linię.
- Ruszajmy. - rzuciłem chłodno.
Niebo zrobiło się czarniejsze. Wiatr przybrał na sile,
był coraz bardziej zimny. A ja? Zawsze biegłem jako pierwszy, a teraz potykałem
się o własne nogi. W końcu upadłem. Spadałem na ziemie, poczułem ból
docierający z moich pleców. Próbowałem się podnieść, ale nie potrafiłem.
Kręciło mi się w głowie, w końcu poddałem się. Twarz zatopiłem w brudnej ziemi
i trawie, czekając aż nadejdzie spokój. Nareszcie... poczułem ulgę.
- Poddaj się! ''Nie pozwolę zabić moich przyjaciół''
to są twoje słowa. Czy właśnie tego nie zrobiłem?! Przyłącz się, poddaj
się. - klęczę. Przede mną stoi Obito wraz z Madarą. Podniosłem głowę. Wokół
mnie leżały martwe ciała. Zapach krwi unosił się w powietrzu. Był tak gęsty, że
tylko to dało się wyczuć. Zrobiłem dwa kroki w tył. Z każdym krokiem poznawałem
kolejne osoby. Były martwe, lecz ich oczy nadal były otwarte. Patrzyły się na
mnie. Widziałem w ich martwym spojrzeniu pogardę.
- Nie umiałem was ochronić, przepraszam. - nie potrafiłem ustać na
nogach. Dłońmi zasłoniłem twarz. Z pod moich powiek poleciały gorzkie łzy.
Kakashi-sensei, Sakura, Sasuke, Iruka, wszyscy nie żyją. Wiedziałem o tym, że
to przeze mnie. Dałem im fałszywą nadzieję. Martwe ciała zaczęły pojawić mi się
przed oczami. Nagle jak przez mgłę usłyszałem coś. Wstałem. Czy to już koniec?
Znów to usłyszałem. cichy... Szloch. Znów ucichł. Zacząłem obserwować teren
wokół siebie. Brudną dłonią przetarłem oczy. Nie słyszałem nic, prócz własnego
oddechu. Wyciągnąłem kunai. - Muszę spróbować walczyć - pomyślałem.
Przechodziłem wokół martwym ciał. Nagle znikł Madara, Obito i ten szloch. Nagle
znów usłyszałem płacz, wołanie o pomoc, lecz z każdej strony. Obróciłem się
wokół własnej osi i jakbym z pod ziemi pojawiła się Hinata.
- Naruto-kun! Pomóż mi, proszę - wołała. Upuściłem kunai i pobiegłem w
jej stronę. Biegłem, biegłem. Dwadzieścia stóp przed nią, przystanąłem.
Patrzyła się na mnie. W ręce miała miecz:
- Neji... wszyscy nie... żyją- zacisnąłem usta w wąską linię. Hyuuga swą
małą pięść zacisnęła na rękojeści. I wtedy za nią stanął Obito. Złapał ją za
podbródek, głowę odchylił do tyłu i wbił kunai w jej gardło. Padła na ziemię.
Wyciągając ku mnie prawą rękę, a lewą trzymała się za krwawiące gardło, dusiła się.
Jej ciałem wstrząsały drgawki, nie mogłem nic zrobić. Oczy napełniły się łzami.
Moje ciało zaczęło się trząść. Nie potrafiłem wstać, nie umiałem płakać,
sparaliżował mnie strach, widok Hinaty. Spojrzałem na zabójcę mojej
przyjaciółki, podszedł do mnie. Złapał za kark.
- Popatrzysz w oczy tej dziewczynie. Jak umiera. - przysunął mnie do
niej. Kazał patrzeć. Lecz zamknąłem oczy. - Widzisz ją? - nachylił się - Ona
cię kocha. A ty nie potrafiłeś jej obronić. - po raz drugi, sparaliżowało mnie.
Momentalnie otworzyłem oczy. Z pod jej powiek wypływały łzy. Nadal żyła. Dłoń
uniosła i musnęła mój policzek. Obito wypuścił mnie z uścisku, kiedy obróciłem
się do niego, rzucił między moje oczy kunai...
Podniosłem się z krzykiem, z mojej twarzy leciał pot.
Rozejrzałem się, byłem w namiocie, przykryty byłem jedynie płaszczem.
Wyszedłem. Na moim brzuchu widniał nowy bandaż, moja rana nadal bolała,
lecz nie tak bardzo. Gwiazdy stroiły ciemne niebo. Nikogo przy mnie nie
było. Nie wiedziałem czy nadal żyję, a może umarłem? Wiatr rozwiał moje włosy.
- Gdzie są wszyscy? - szepnąłem do siebie. Potykając się i trzymając za
ranę, zacząłem się rozglądać. - Chyba żyję. - byłem pewny, czułem wiatr i
ciepło bijące od dużego ogniska. Ku ogniom wyciągnąłem dłonie. Zacząłem je
pocierać, po chwili moje dłonie stały się cieplejsze. Nie miałem czasu na
leniuchowanie. Założyłem katany, maskę, zarzuciłem płaszcz i założyłem
rękawiczki. Kiedy miałem ruszać, usłyszałem ciche, nieśmiałe, ale stanowcze:
- Naruto...! - powoli odwróciłem się, przede mną stała granatowo włosa. W
dłoniach trzymała patyki.
- Hinata. Co tu się dzieje, do cholery! - Zdjąłem maskę, i złapałem ją za
ramię. Nie wiem co we mnie wstąpiło, byłem dziwnie zły. - Gdzie są wszyscy?!
- Uspokój się. - Rzuciła patyki w ogień, następnie podeszła do mnie - Kazali
mi z tobą zostać. Reszta ruszyła na misję.
- Beze mnie? - nie wierzyłem w to. - Chce tam ruszyć. - Odwróciłem się.
Stawiłem jeden krok, a na swoim ramieniu poczułem dłoń. Odwróciła mnie do
siebie. Prawą dłoń ściskała moje przedramię.
- Nie pozwolę ci odejść. Sakura cudem cię odratowała. Rozumiesz to cud, że
się wybudziłeś. Nie pozwolę. - ścisnęła
jeszcze mocniej.
- Ile byłem nie przytomny? - odwróciła wzrok. W końcu spojrzała na mnie.
- Cztery dni.
- Co... a co z Sasuke, co z nimi. - wyszarpałem się z jej uścisku.
- Nie wiem. Stąd jest daleka droga. Podróż może trwać 5 dni. Nie bój się,
pewnie są już na miejscu - próbowała mnie uspokoić. Ale ja nie potrafiłem. Musiałem
ruszyć teraz.
- Muszę ruszać. Chcesz to zostań. - podniosłem głos, stanąłem do niej
plecami. Czułem, że wpatruje się we mnie. - Oni mogą tego nie przeżyć, ci
ninja są bardzo silni.
- Ty również! - krzyknęła, podbiegła i stanęła na przeciw mnie. - Czy ty do,
cholery, rozumiesz? Twoja rana znów może zacząć krwawić, może wdać się
zakażenie. Może stać się wszystko. Nie pozwolę ci. - lekko uderzyła mnie
pięścią w klatkę piersiową. Światło ognia oświetliło jej twarz. Dopiero teraz
zauważyłem, że jej oczy są czerwone i napuchnięte. Płakała...?
- Czemu płakałaś.
- Nie odwracaj kota ogonem. Proszę zostań chociaż na tą noc, proszę... -
schyliła głowę. Przeze mnie przepłynęła fala ciepła. Nigdy wcześniej nie
widziałem by ktoś się tak martwił o mnie. Delikatnie położyłem dłoń na jej
głowie.
- Dobrze, tylko na tą noc. - nagle poczułem ból. Jakby coś sie rozerwało.
Skuliłem sie.
- Co się dzieje? - chwyciła mnie za przedramię.
- Boli... - kazała mi sie położyć, wykonałem czynność. A po chwili, Hinata
delikatnie rozcięła bandaż kunai'em.
- Strup się rozerwał, ale minimalnie. Sakura mówiła mi że może do tego
dojść. - Kiedy opatrywała moją ranę, czułem jej delikatny dotyk. Taki nie
śmiały, jakby się czegoś bała. Zaczęła zakładać nowy bandaż, gdy skończyła,
chwyciła moją koszulkę.
- Pomogę ci. - uśmiechnęła się. Następnie pomogła mi wstać i usiadła przed
ogniskiem, podsycając go patykami, które uzbierała. Powoli usiadłem koło niej.
- Hinata, nadal masz napuchnięte oczy. - popatrzyła na mnie, z rumieńcem i
zaskoczeniem. - Czemu płakałaś, możesz mi powiedzieć. - milczała, bawiła się
jedynie swoim palcami. Dawno tego u niej nie widziałem, tego dziwnego tiku.
Westchnęła.
- Martwiłam się, tyle. - przerwała ciszę.
- O co? O kogo?
- O ciebie. - powiedziała na jednym wdechu, następnie schowała twarz
we włosach.
- Czemu? - znów zamilkła. Szturchnąłem ją lekko. Wpatrzyła się we mnie.
- Nie chciałam, żebyś umarł. Nie zniosłabym tego. - skuliła sie bardziej, a
przeze mnie przeszło to samo ciepło. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nagle zapragnąłem
ją pocałować. Dotknąć tych malinowych ust, poczuć ich zapach, poczuć zapach jej
włosów. Od wojny zacząłem patrzeć na nią w inny sposób. Nie wiem co się ze mną
dzieje. Dziwnie denerwuje się, kiedy podchodzi czy patrzy w moje oczy, pragnę
mieć ją dla siebie. Żeby była tylko moja. Potrzęsłem głową.
- Naruto, chodź spać. - przywróciła mnie na ziemię.
- Taak, już idę. - podeszła do swojego plecaka. Następnie zaczęła nerwowo
szukać czegoś. Podszedłem bliżej.
- Co się stało?
- Nie mam namiotu. Musiałam zostawić - odpowiedziała z lekkim rumieńcem.
Uśmiechnąłem sie do niej. Zacząłem ją zapraszać do mojego namiotu, lecz
odmawiała, dopiero po paru minutach zgodziła się. Weszliśmy do namiotu,
położyła się na lewym boku, plecami do mnie.
Nerwowo otworzyłem oczy. Obok mnie nie było Hinaty.
Zerwałem się. Dostrzegłem światło, otworzyłem namiot, zobaczyłem jak granatowo włosa
siedzi przed ogniskiem, ze spuszczoną głową. Po cichu wyszedłem, następnie
usiadłem obok niej. Nie zauważyła mnie. Słyszałem jej cichutki szloch.
- Hinata.. - nerwowo podniosła głowę.
- Naruto-kun!? - pisnęła.
- Co się stało. - zapytałem, ta jedynie wytarła oczy i odpowiedziała chłodne
- Nic.
- Przecież widzę. - nalegałem, by opowiedziała mi. W końcu przez jej gardło
przeszło nieśmiałe - Cieszę, że wyszedłeś z tego. - po czym uśmiechnęła się do
mnie, a ja poczułem się sparaliżowany. Jedynie otworzyłem szerzej oczy. Przez
dłuższą chwilę tylko patrzyłem się na nią. Między nami zapadła cisza.
- Boję się co będzie dalej. - przerwała ją.
- Hm? Czego. - spojrzała na ogień. Po chwili myślenia głowę gwałtownie
odwróciła do mnie mówiąc - Co będzie jak znów rozpocznie się wojna. Boję się,
że znów stracę osoby bliskie. Naruto, nie chce byś wyruszył na tą misję. Proszę
wróć do wioski. - wbiła paznokcie w moją dłoń. Po jej bladym policzku ruszyła
łza, która później spadła na trawę.
- Wybacz. - na chwilę przerwałem - Ale nie mogę wrócić. Nie wrócę dopóki nie
zobaczę, że Gaara nie żyję. To mój przyjaciel.
- My też nimi jesteśmy! Pomyśl. - puściła moją dłoń, a ja straciłem dotyk
jej skóry. - Jesteś ranny, do cholery, nie dasz im rady z takimi obrażeniami.
Co się stanie jak umrzesz? Pomyślałeś o przyjaciołach, którzy nadal żyją, o
nas! Bez ciebie nie będziemy mogli ponownie stanąć do Wojny! - podniosła głos,
następnie wstała i rzekła:
- Ide spać, tobie też radzę. Jutro rano wyruszamy - i zostawiła mnie ze
swoimi myślami. Miałem mętlik w głowie. Spojrzałem w gasnący ogień. Nie
wiedziałem co mam zrobić. Ale ja nie mogę zostawić Gaary, nawet jak nie żyje,
nie mogę zostawić Sakury, Sasuke, nie mogę. Jednak z drugiej strony nie mogę
stracić Hinaty. W jej głosie słyszałem, że się martwi o mnie. Nigdy jeszcze
tego nie słyszałem, nie czułem. Zacisnąłem pięści i położyłem się na trawie.
wtorek, 11 listopada 2014
poniedziałek, 8 września 2014
Rozdział II - Pierwsza misja i kłopoty!
- Kazekage poległ. Wioska Piasku wczoraj w nocy została zaatakowana - jedynie co usłyszałem to dwa pierwsze słowa. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Po chwili dało się słyszeć rozmowy
- Przykro mi, Naruto - podeszła do mnie Hokage. Położyła dłoń na ramieniu, starłem łzę, głowę podniosłem. Następnie sztucznie uśmiechnąłem się.
- O północy wyruszacie do Wioski Piasku. - rzuciła Hokage. - Macie znaleźć jakiekolwiek ślady.
- Hai! - krzyknęliśmy, nie głośno, lecz razem.
- Shikamaru. - skierowała do niego - Zostaniesz kapitanem.
- Oczywiście, Hokage - schylił głowę.
- Możecie już odejść - razem skierowaliśmy się w stronę, dzrwi.
Na korytarzu rozeszliśmy się w milczeniu.
Zboczyłem z drogi prowadzącej do mojego skromnego mieszkania. Zacisnąłem mocno pięści, wbijając paznokcie w skórę, wewnętrznej części dłoni. Przystanąłem na chwilę. Z czoła zdjąłem opaskę, spojrzałem na nią, zobaczyłem swoje oczy.
- Nie potrafię ochronić osób, których kocham - zamknąłem powieki - Cholera -szepnąłem. Następnie ruszyłem dalej. Nie patrząc na drogę, czy dokąd idę. Po chwili poczułem jak kapnęło mi coś na czoło. Skierowałem głowę w górę, zobaczyłem, że z szarego nieba powoli lecą krople deszczu. - Ostatnio rzadko widać słońce - pomyślałem. Ochraniacz na czoło schowałem do kieszeni. Po chwili poczułem uderzenie w bark. Szybko spojrzałem przed siebie. Na brudnej ziemi leżała różowowłosa.
- Przepraszam. - podałem jej dłoń.
- Wszystko w porządku? - spytała, otrzepując swój strój.
- Tak. - posłałem uśmiech i odszedłem. W końcu zawróciłem w stronę domu.
Otworzyłem drzwi. Zdjąłem buty. Do szklanki nalałem wody, postawiłem ją na stoliku przed pufą. Po czym podszedłem do komody, z dolnej szuflady wyciągnąłem list. Rozkładając go usiadłem na kanapie. '' Drogi Przyjacielu'' zdążyłem przeczytać jedynie te słowa, a w moich oczach pojawiły się łzy. Był to list od Kazekage z podziękowaniami. Dostałem go tydzień po zakończeniu wojny. Nie byłem w stanie dłużej tego czytać.
- Jak mogłeś przegrać! - krzyknąłem sam do siebie. Spojrzałem na stojącą szklankę. Chwyciłem ją za uchwyt.
- Pieprzony egoista! - rzuciłem przedmiotem. Kubek rozbił się o ścianę, a na niej pozostała jedynie mokra plama. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Uderzyłem o ów ścianę, zdzierając skórę. Pozostawiając jedynie wgniecenie. Złapałem się z głowę. Gorzkie łzy poleciały mi strumieniami. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Zacząłem demolować mieszkanie. Rzuciłem nożami przed siebie. Przeleciały przez przejście. Wbiły się w zdjęcia, które wisiały w małym korytarzu. Powodując, że spały na ziemię, a szkło rozbiło się. Złapałem za nogi od stolika, po czym rzuciłem nim.
- Jak mogłeś przegrać?! Wielki Kazekage się, kurwa, znalazł! - krzyknąłem. Po minucie mój salon, kuchnia i przedpokój wyglądały masakrycznie. Sięgnąłem za firankę, kiedy miałem ją zerwać, usłyszałem ciężki, basowy głos.
- Uspokój się. Naruto! - momentalnie puściłem firankę. Pięści zacisnąłem.
- Spójrz za siebie. - obróciłem się. A w kuchni, dziesięć stóp ode mnie, stała kunoichi. Oczy miała rozszerzone. Usta rozchylone.
- Co ty tu robisz? - podszedłem do niej. Pierw rozejrzała się po pomieszczeniu, a za chwilę wzrok przewróciła na mnie.
- Przyszłam oddać ci katanę. Zostawiłeś ją. - wcisnęła mi narzędzie do rąk. Milczałem, patrzyłem na jej przerażoną twarz.
- Hinata... - odezwałem się. Lecz ona rzuciła krótkie ''Cześć'' i odeszła. Popatrzyłem na swoje ''dzieło''. Nie miałem pojęcia co się ze mną własnie stało. Nie mogłem się powstrzymać.
Chwilę stałem w milczeniu, patrzyłem się przed siebie, ściskając katanę. Odwróciłem głowę. Przypomniałem sobie przerażoną minę Hinaty. Ile widziała?
Wszedłem do sypialni. Zdjąłem standardowy strój shinobi, a założyłem nowy. Popatrzyłem sie do lusterka. Chwyciłem za opaskę i przywiązałem ją sobie do czoła. Przypomniałem sobie, że Hokage wspomniała coś o maskach. Lecz nie dostałem jej. Zignorowałem to, wychodząc z pokoju
Po pół godzinie spakowany stałem przed drzwiami. Zostało piętnaście minut do północy. Złapałem za klamkę. A księżyc swoim blaskiem oświetlił mi twarz i ochraniacz na czoło. Włożyłem dłonie do dość głębokich kieszeń i ruszyłem.
Kiedy dotarłem pod bramę, nikogo jeszcze nie było. Jednym ruchem usiadłem na trawie, opierając się o ścianę. Zerwałem białego kwiatka i obracałem nim w ręce.
Po czekaniu zjawił się pierwszy Sasuke. Podszedł do mnie. Spojrzał na mnie, następnie kucnął.
- Wstawiaj reszta już idzie - usłyszałem. Wykonałem polecenie, a po chwili poczułem klepnięcie w plecy.
- Shikamaru. Możemy ruszać? - odezwałem się.
- Nie. Mamy poczekać na Hokage - skończył zdanie, a przywódczyni juz stała przed nami. Zmierzyła każdego z nas. W lewej ręce miała ułożone długie czarne płaszcze z kapturem, a w drugiej poukładane maski.
- Oddajcie opaski. - zdziwiłem się. Popatrzyłem na Hokage.
- Po co?
- Musimy zachować ostrożność, prawda? - kiedy skończyła, odłożyliśmy koło niej, na ziemi, nasze ochraniacze. Po chwili każdemu z nas dała po masce i płaszczu.
Maska była bardzo podobna do tych którzy noszą ANBU. Była cała czarna. Lecz od dolnego prawego boku, widniała falująca biała kreska. Podobnie było z góry z lewej strony. Spojrzałem na Hokage, kiwnęła głową, że już czas. Założyłem maskę, następnie płaszcz, a kaptur na głowę.
- Dobrze. Ruszajcie - kiedy mieliśmy już ruszyć, w kłębie dymu pojawiła się starszyzna.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowi! - podniosła głos kobieta - To bardzo ważna misja.
- Hai - zasalutowaliśmy.
- Przypominam zasady. Jeżeli, któreś z was zostanie ciężko ranne. ZABIĆ! - ostatnie słowo mocno nacisnął, mężczyzna w podeszłym wieku. Po czole spłynęła mi kropla potu.
- Przykro mi. Ale ja nie wykonam takiego rozkazu. - zdjąłem maskę. I zmarszczyłem brwi. Powoli podchodziła do mnie kobieta wraz z mężczyzną. Skierowałem wzrok na Hokage. Po jej wyrazie twarzy, wyczułem, że nie jest zadowalona z mojego wyczynu.
- Powtórzę. Jeżeli, któreś z was zostanie ciężko ranny, macie go zabić. Bez wahania. - na chwile przerwała kobieta. - Jeżeli nie wykonasz tego, sama się z tobą rozliczę.
- Myślisz, że zdołam zabić przyjaciela. - założyłem maskę. - W dupie mam takie polecenia.
- DOŚĆ! - krzyknęła blond włosa - Naruto. Rozkaz to rozkaz. - zmarszczyła brwi. - A teraz ruszajcie.
Bez dłuższego zastanowienia ruszyłem jako pierwszy. Nie patrząc czy reszta podąża za mną. Nie rozumiem. Jak można zabić przyjaciela? Pamiętam to do dziś, kiedy podsłuchałem rozmowę między nimi:
- Tsunade. Zarządziliśmy, że do szpitala będą przyjmowani tylko shinobi z lekkimi obrażeniami. Medyków trzeba posłać na misję.
- Co?! Jak tak można? Mam rozumieć, że mam kazać innym zabijać kompana jak będzie niezdatny do walki? - walnęła z pieści w biurku, herbata rozlała się.
- Świetny pomysł - szydercze uśmiechnął sie mężczyzna.
- Zgadzam się.
- Ale to ja żądze wioską. Nie rozkaże mi takiego czegoś!- znów podniosła głos.
- Słuchaj. Medyków trzeba posłać na misje. W szpitalu zostaną tylko pielegniarki, zrozumiano?!
- Nie.
- Więc lepiej zrezygnuj ze stanowiska. Masz za miekkie serce - zagroził mężczyzna Hokage. Blond włosa chwilę się zawiesiła. Opadła na krzesło.
- Rozumiemy, że się zgadzasz. Bardzo dobrze - zatrzasnęli za sobą drzwi.
Ja wraz z Sasuke , skakaliśmy po drzewach. Hinata i Kiba biegli po naszej prawej stronie. Ino i Choji biegli po lewej, Sai i Sakura za nami, a Shikmaru i Shino przed nami. Utworzyliśmy razem romb.
- Stać! - krzyknął Shikamaru. Wszyscy zgodnie zatrzymaliśmy sie i zebraliśmy przy kapitanie.
- Już długo biegniemy. Więc zróbmy sobie mala przerwę. - ucieszyłem sie, gdyż w moim brzuchu zrobiło się pusto. - Naruto, idź po ryby.
- Jasne - powiedziałem. Podszedłem do małego stawu. Kiedy ryby skakały, wbijałem w nie kunai'e.
- Pomóc? - usłyszałem damski głos. Spojrzałem za siebie.
- Nie. Nie trzeba - Jednak Hyuga usiadła na trawie i patrzyła co robie.
Po chwili złowiłem dośc dużo ryb. Kucnąłem przy niej. Maskę zdjęła, kładąc ją na trawie.
- Słuchaj - zacząłem - Przepraszam za to co zobaczyłaś.
- Nic się nie stało. Rozumiem. - rzuciła i popatrzyła się w księżyc.
- Powiedz mi. Ile widziałaś...
- Pukałam do ciebie. I gdy usłyszałam hałas weszłam. Stałam za furtyną. - spojrzała na mnie. Po czym uśmiechnęła się. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Pewnie ci cięzko. - powiedziała. Podniosłem głowę.
- A.
- Nie martw sie. Nie twoja wina.
- A czyja?! - podniosłem głos. - Nie mogłem uratować Neji'ego. Teraz zginął Gaara. Cholera - spuściłem głowę na dół. Poczułem jak zaciska swoje drobne dłonie na mojej. Założyła maskę, dłonią dotknęła mego policzka, po czym :
- Chodźmy już. Pewnie są głodni - rzuciła i zniknęła w drzewach.
Usiadłem w kółku. Siedzieliśmy w ciszy. Słuchając swoich oddechów i skwierczenia ogniska. Zamyśliłem się.
- To twoje wyskoczenie do starszyzny było nie potrzebne. - spojrzał i powiedział do mnie Uchiha. Zdenerwowałem się.
- Chyba nie dosłyszałem.
- Mówię, że to twoje wystąpienie było głupie.
- Przepraszam bardzo. - obydwaj wstaliśmy, ściągnąłem z niego maskę. Pociągnąłem za płaszcz - Ale ja nie byłbym wstanie ciebie zabić. Czy kogokolwiek z moich przyjaciół.
- Rozkaz to rozkaz.
- Nic się nie zmieniłeś. - zawiesiłem się. - Byłbyś wstanie zabić Sakure?
- Dosyć! Naruto i Sasuke uspokójcie się. Nie jesteśmy tu by się kłócić. Nikt nikogo nie będzie zabijać. Jasne? - rzucił Shikamaru. Puściłem kruczowłosego i wróciłem na miejsce.
Zdjęliśmy maski, lecz pozostawiając kaptury na głowie. W milczeniu jedliśmy. Po krótkiej chwili, gdy skończyliśmy, Shikamaru odezwał się.
- Okej. Trzeba mieć jakiś plan. - kiwnęliśmy głowami. - Więc tak. Kiedy będziemy na miejscu. Szukamy śladów, informacji, czegokolwiek. Ocalałych - zawiesił się. Wątpiłem w ocalałych - Musimy poruszać się cicho i osłaniać się nawzajem. Zrozumiano?
- Tak. - rzekłem. - Jeżeli nadal tam będą? - wszyscy skierowali wzrok na mnie.
- Staniemy do walki. Jeżeli zginiemy to w obronie przyszłość. Jak na wojnie. - rzekł zakładając maskę
- I naruto - skierował do mnie - Hokage zabroniła używać ci twojego trybu.
- Co? - zdziwiłem się. - Wiesz, że jak będziemy musieli walczyć, to bez tego możemy nie dać rady?!
- Wiem. Ale mogą znać ciebie. Mogą wiedzieć, że Naruto Uzumaki z Wioski Liścia, potrafi kontrolować Dziewięcioogoniastego. To może być niebezpieczne, narażać wioskę
- Nie zgadzam sie na to.
- Naruto, tak zarządziła starszyzna i Hokage. Nic na to nie poradzę. - Odwróciłem głowę. Nie rozumiałem tego. Nagle usłyszałem coś. Podniosłem ręką. - Cicho - szepnąłem. Wszyscy umilkli. Nie odwracając się zacząłem się przysłuchiwać. Wiedziałem, że ktoś nas obserwuje. Siedziałem nie ruchomo i po krótkim czasie wszedłem w tryb mędrca. Z krzaków poleciał kunai. Wprost na siedzącego naprzeciwko mnie Shikamaru. Lecz złapałem go.
- Cholera! Otoczyć go! - zgodnie razem ruszyliśmy. Każdy w innym kierunku. Znalezienie go było łatwe.
Stanęliśmy w kółku, a po środku stał wysoki mężczyzna.
- Kim jesteś. - rzucił Kiba. Ten jedynie szyderczo uśmiechnął się, a z pośród drzew wyskoczyli shinobi. Otoczyli nas. W końcu ruszyliśmy do walki.
- Jednego złapać i związać! - krzyknął kapitan.
Rzuciłem się na dwóch shinobi. Podszedłem do nich, wyciągając katanę. Ponownie wszedłem w tryb mędrca.
- Nie dacie nam rady! - powiedział i zaśmiał się jeden z nich. Przypatrzyłem się im. Czarne kominiarki idealnie maskowały ich twarze. Na czole mieli opaskę z trójkątem. Nowa wioska?
- Żebyście nie byli zaskoczeni - uśmiechnąłem się i ruszyłem. Jeden z nich wyskoczył w powietrze. Lecz szybko stworzyłem RasenShiruken i posłałem w powietrze. Zobaczyłem, że ominął atak.
- Cholera - szepnąłem. Po chwili poczułem uderzenie w brzuch. Następnie wziął mnie za dłoń i rzucił o drzewo. Upadłem na ziemię, na mojej twarzy zawitał grymas z bólu.
Spojrzałem przed siebie. Do dwójki przeciwników dołączył jeszcze jeden. Szybko rozejrzałem się. Policzyłem wrogów, było ich dwadzieścia trzy, teraz dwadzieścia dwa. Sasuke zabił jednego.
Spostrzegłem, że biegł wprost na mnie. Rzuciłem kunai'em Latającego Boga Piorunów, za nimi. Po sekundzie znalazłem się za przeciwnikami. Odwrócili się, lecz zdążyłem jednego z nich przebić kataną. Uśmiechnąłem się. - Jeszcze dwóch - szepnąłem. Odskoczyli w boki. sięgnąłem do kabury po więcej kuani, lecz spostrzegłem, że nie wziąłem więcej kunai'ów Boga Piorunów. - Nosz, kur... - nie dokończyłem, bo jeden z nich rzucił się na mnie. Zacząłem z nim otartą walkę. Szybko rozejrzałem się, gdy zobaczyłem, że drugi stoi koło mojego kunai'a. Uderzyłem wroga z pięści, kiedy upadł, stałem już przy shinobi, który przygotowywał jutsu. Wyciągnąłem kunai i przeciąłem mu gardło, a jego ciepła krew prysnęła na moją maskę. Rozszerzył oczy, następnie upadł.
Nie zdążyłem wejść ponownie w tryb mędrca, bo przeciwnik biegł wprost na mnie. Jego ciało płonęło. Dosłownie. Płonęło zielonymi płomieniami. Wyciągnął ku mnie dłoń, a ów płomienie uderzyły mnie w klatkę piersiową. Wyleciałem w powietrze, następnie turlałem się po ziemi. Czułem nie wyobrażalny ból. Czułem jak klatka piersiowa mi płonie, jak tracę wszystkie siły. Czułem jak moja chakra ulatnia się ze mnie. Skuliłem się. Przez ból nie umiałem wykrzyczeć ani słowa. Trzymałem ręce na klatce. Szybko zdjąłem spaloną kamizelkę, następnie bluzę. Spojrzałem na nią. Między moimi żebrami istniała czarna plama. A zielone płomienie wdzierały się w moje wnętrzności, a na zewnątrz wydobywała się moja chakra, która wędrowała do jego ręki.
Spojrzałem przed siebie. Mój przeciwnik zbliżał się bardzo szybko, próbowałem wstać, ale ból i strach uniemożliwiał mi to. Stanął nade mną. Złapał za gardło i przycisnął do drzewa.
- Wiesz co najbardziej uwielbiam w tym jutsu - zaśmiał się szyderczo - że przez najbliższą dobę będziesz cierpiał, aż w końcu spłonie twoje ciało od środka. - ściągnął mi maskę.
- Szkoda takiej buzi. Widać, że prawdziwy z ciebie wojownik. -powili dusiłem się. Do reki wziął moją katanę. Przycisnął do mojego serca, które biło jak oszalałe. Nagle jego uścisk zmniejszał się, a z ust wydobyła się czerwona ciecz. Plunął nią w moją twarz. Upadł a ja razem z nim.
Ból zwiększył się, rozprzestrzenił się po moim brzuchu. Wygiąłem się, a moja chakra przestała być absorbowana. Otworzyłem oczy, nade mną stała przerażona hinata, kucnęła i próbowała uspokoić. Kręciłem się we wszystkie strony, aż w końcu nie chcący walnąłem ją w twarz, zdzierając maskę.
Podniosła się i usłyszałem jak cicho szepcze ''Byakugan''.
- Co? Jak to... - powiedziała z nie dowierzaniem. Nie mogłem nadal nic powiedzieć. Po kilku próbach, z mojej krtani wydobył się dźwięk. Krzyczałem z całych sił. Krzyczałem by ktoś mi pomógł, by zabrał ten ból - SAkura! - krzyknęła, a przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Słyszałem jedynie ciche odgłosy walki i rozmowy.
______________________________________________________________
Witam!
I jest rozdział drugi. już sie tłumaczę czemu rozdział tak późno. Pierwszy powód to: stanęłam na swojego laptopa -.- i gdy oddałam do naprawy moje wszystkie rozdziały znikły :(. Drugi powód to: szkoła. Jestem teraz w klasie trzeciej gim. [GIMBAZA!] i niestety moi nauczyciele już naciskają
Kolejny rozdział.... nie wiem kiedy Xd ale za nie długo :P
Wyczekujcie kolejnej notki
Pozdrawiam!
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Po chwili dało się słyszeć rozmowy
- Przykro mi, Naruto - podeszła do mnie Hokage. Położyła dłoń na ramieniu, starłem łzę, głowę podniosłem. Następnie sztucznie uśmiechnąłem się.
- O północy wyruszacie do Wioski Piasku. - rzuciła Hokage. - Macie znaleźć jakiekolwiek ślady.
- Hai! - krzyknęliśmy, nie głośno, lecz razem.
- Shikamaru. - skierowała do niego - Zostaniesz kapitanem.
- Oczywiście, Hokage - schylił głowę.
- Możecie już odejść - razem skierowaliśmy się w stronę, dzrwi.
Na korytarzu rozeszliśmy się w milczeniu.
Zboczyłem z drogi prowadzącej do mojego skromnego mieszkania. Zacisnąłem mocno pięści, wbijając paznokcie w skórę, wewnętrznej części dłoni. Przystanąłem na chwilę. Z czoła zdjąłem opaskę, spojrzałem na nią, zobaczyłem swoje oczy.
- Nie potrafię ochronić osób, których kocham - zamknąłem powieki - Cholera -szepnąłem. Następnie ruszyłem dalej. Nie patrząc na drogę, czy dokąd idę. Po chwili poczułem jak kapnęło mi coś na czoło. Skierowałem głowę w górę, zobaczyłem, że z szarego nieba powoli lecą krople deszczu. - Ostatnio rzadko widać słońce - pomyślałem. Ochraniacz na czoło schowałem do kieszeni. Po chwili poczułem uderzenie w bark. Szybko spojrzałem przed siebie. Na brudnej ziemi leżała różowowłosa.
- Przepraszam. - podałem jej dłoń.
- Wszystko w porządku? - spytała, otrzepując swój strój.
- Tak. - posłałem uśmiech i odszedłem. W końcu zawróciłem w stronę domu.
Otworzyłem drzwi. Zdjąłem buty. Do szklanki nalałem wody, postawiłem ją na stoliku przed pufą. Po czym podszedłem do komody, z dolnej szuflady wyciągnąłem list. Rozkładając go usiadłem na kanapie. '' Drogi Przyjacielu'' zdążyłem przeczytać jedynie te słowa, a w moich oczach pojawiły się łzy. Był to list od Kazekage z podziękowaniami. Dostałem go tydzień po zakończeniu wojny. Nie byłem w stanie dłużej tego czytać.
- Jak mogłeś przegrać! - krzyknąłem sam do siebie. Spojrzałem na stojącą szklankę. Chwyciłem ją za uchwyt.
- Pieprzony egoista! - rzuciłem przedmiotem. Kubek rozbił się o ścianę, a na niej pozostała jedynie mokra plama. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Uderzyłem o ów ścianę, zdzierając skórę. Pozostawiając jedynie wgniecenie. Złapałem się z głowę. Gorzkie łzy poleciały mi strumieniami. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Zacząłem demolować mieszkanie. Rzuciłem nożami przed siebie. Przeleciały przez przejście. Wbiły się w zdjęcia, które wisiały w małym korytarzu. Powodując, że spały na ziemię, a szkło rozbiło się. Złapałem za nogi od stolika, po czym rzuciłem nim.
- Jak mogłeś przegrać?! Wielki Kazekage się, kurwa, znalazł! - krzyknąłem. Po minucie mój salon, kuchnia i przedpokój wyglądały masakrycznie. Sięgnąłem za firankę, kiedy miałem ją zerwać, usłyszałem ciężki, basowy głos.
- Uspokój się. Naruto! - momentalnie puściłem firankę. Pięści zacisnąłem.
- Spójrz za siebie. - obróciłem się. A w kuchni, dziesięć stóp ode mnie, stała kunoichi. Oczy miała rozszerzone. Usta rozchylone.
- Co ty tu robisz? - podszedłem do niej. Pierw rozejrzała się po pomieszczeniu, a za chwilę wzrok przewróciła na mnie.
- Przyszłam oddać ci katanę. Zostawiłeś ją. - wcisnęła mi narzędzie do rąk. Milczałem, patrzyłem na jej przerażoną twarz.
- Hinata... - odezwałem się. Lecz ona rzuciła krótkie ''Cześć'' i odeszła. Popatrzyłem na swoje ''dzieło''. Nie miałem pojęcia co się ze mną własnie stało. Nie mogłem się powstrzymać.
Chwilę stałem w milczeniu, patrzyłem się przed siebie, ściskając katanę. Odwróciłem głowę. Przypomniałem sobie przerażoną minę Hinaty. Ile widziała?
Wszedłem do sypialni. Zdjąłem standardowy strój shinobi, a założyłem nowy. Popatrzyłem sie do lusterka. Chwyciłem za opaskę i przywiązałem ją sobie do czoła. Przypomniałem sobie, że Hokage wspomniała coś o maskach. Lecz nie dostałem jej. Zignorowałem to, wychodząc z pokoju
Po pół godzinie spakowany stałem przed drzwiami. Zostało piętnaście minut do północy. Złapałem za klamkę. A księżyc swoim blaskiem oświetlił mi twarz i ochraniacz na czoło. Włożyłem dłonie do dość głębokich kieszeń i ruszyłem.
Kiedy dotarłem pod bramę, nikogo jeszcze nie było. Jednym ruchem usiadłem na trawie, opierając się o ścianę. Zerwałem białego kwiatka i obracałem nim w ręce.
Po czekaniu zjawił się pierwszy Sasuke. Podszedł do mnie. Spojrzał na mnie, następnie kucnął.
- Wstawiaj reszta już idzie - usłyszałem. Wykonałem polecenie, a po chwili poczułem klepnięcie w plecy.
- Shikamaru. Możemy ruszać? - odezwałem się.
- Nie. Mamy poczekać na Hokage - skończył zdanie, a przywódczyni juz stała przed nami. Zmierzyła każdego z nas. W lewej ręce miała ułożone długie czarne płaszcze z kapturem, a w drugiej poukładane maski.
- Oddajcie opaski. - zdziwiłem się. Popatrzyłem na Hokage.
- Po co?
- Musimy zachować ostrożność, prawda? - kiedy skończyła, odłożyliśmy koło niej, na ziemi, nasze ochraniacze. Po chwili każdemu z nas dała po masce i płaszczu.
Maska była bardzo podobna do tych którzy noszą ANBU. Była cała czarna. Lecz od dolnego prawego boku, widniała falująca biała kreska. Podobnie było z góry z lewej strony. Spojrzałem na Hokage, kiwnęła głową, że już czas. Założyłem maskę, następnie płaszcz, a kaptur na głowę.
- Dobrze. Ruszajcie - kiedy mieliśmy już ruszyć, w kłębie dymu pojawiła się starszyzna.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowi! - podniosła głos kobieta - To bardzo ważna misja.
- Hai - zasalutowaliśmy.
- Przypominam zasady. Jeżeli, któreś z was zostanie ciężko ranne. ZABIĆ! - ostatnie słowo mocno nacisnął, mężczyzna w podeszłym wieku. Po czole spłynęła mi kropla potu.
- Przykro mi. Ale ja nie wykonam takiego rozkazu. - zdjąłem maskę. I zmarszczyłem brwi. Powoli podchodziła do mnie kobieta wraz z mężczyzną. Skierowałem wzrok na Hokage. Po jej wyrazie twarzy, wyczułem, że nie jest zadowalona z mojego wyczynu.
- Powtórzę. Jeżeli, któreś z was zostanie ciężko ranny, macie go zabić. Bez wahania. - na chwile przerwała kobieta. - Jeżeli nie wykonasz tego, sama się z tobą rozliczę.
- Myślisz, że zdołam zabić przyjaciela. - założyłem maskę. - W dupie mam takie polecenia.
- DOŚĆ! - krzyknęła blond włosa - Naruto. Rozkaz to rozkaz. - zmarszczyła brwi. - A teraz ruszajcie.
Bez dłuższego zastanowienia ruszyłem jako pierwszy. Nie patrząc czy reszta podąża za mną. Nie rozumiem. Jak można zabić przyjaciela? Pamiętam to do dziś, kiedy podsłuchałem rozmowę między nimi:
- Tsunade. Zarządziliśmy, że do szpitala będą przyjmowani tylko shinobi z lekkimi obrażeniami. Medyków trzeba posłać na misję.
- Co?! Jak tak można? Mam rozumieć, że mam kazać innym zabijać kompana jak będzie niezdatny do walki? - walnęła z pieści w biurku, herbata rozlała się.
- Świetny pomysł - szydercze uśmiechnął sie mężczyzna.
- Zgadzam się.
- Ale to ja żądze wioską. Nie rozkaże mi takiego czegoś!- znów podniosła głos.
- Słuchaj. Medyków trzeba posłać na misje. W szpitalu zostaną tylko pielegniarki, zrozumiano?!
- Nie.
- Więc lepiej zrezygnuj ze stanowiska. Masz za miekkie serce - zagroził mężczyzna Hokage. Blond włosa chwilę się zawiesiła. Opadła na krzesło.
- Rozumiemy, że się zgadzasz. Bardzo dobrze - zatrzasnęli za sobą drzwi.
Ja wraz z Sasuke , skakaliśmy po drzewach. Hinata i Kiba biegli po naszej prawej stronie. Ino i Choji biegli po lewej, Sai i Sakura za nami, a Shikmaru i Shino przed nami. Utworzyliśmy razem romb.
- Stać! - krzyknął Shikamaru. Wszyscy zgodnie zatrzymaliśmy sie i zebraliśmy przy kapitanie.
- Już długo biegniemy. Więc zróbmy sobie mala przerwę. - ucieszyłem sie, gdyż w moim brzuchu zrobiło się pusto. - Naruto, idź po ryby.
- Jasne - powiedziałem. Podszedłem do małego stawu. Kiedy ryby skakały, wbijałem w nie kunai'e.
- Pomóc? - usłyszałem damski głos. Spojrzałem za siebie.
- Nie. Nie trzeba - Jednak Hyuga usiadła na trawie i patrzyła co robie.
Po chwili złowiłem dośc dużo ryb. Kucnąłem przy niej. Maskę zdjęła, kładąc ją na trawie.
- Słuchaj - zacząłem - Przepraszam za to co zobaczyłaś.
- Nic się nie stało. Rozumiem. - rzuciła i popatrzyła się w księżyc.
- Powiedz mi. Ile widziałaś...
- Pukałam do ciebie. I gdy usłyszałam hałas weszłam. Stałam za furtyną. - spojrzała na mnie. Po czym uśmiechnęła się. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Pewnie ci cięzko. - powiedziała. Podniosłem głowę.
- A.
- Nie martw sie. Nie twoja wina.
- A czyja?! - podniosłem głos. - Nie mogłem uratować Neji'ego. Teraz zginął Gaara. Cholera - spuściłem głowę na dół. Poczułem jak zaciska swoje drobne dłonie na mojej. Założyła maskę, dłonią dotknęła mego policzka, po czym :
- Chodźmy już. Pewnie są głodni - rzuciła i zniknęła w drzewach.
Usiadłem w kółku. Siedzieliśmy w ciszy. Słuchając swoich oddechów i skwierczenia ogniska. Zamyśliłem się.
- To twoje wyskoczenie do starszyzny było nie potrzebne. - spojrzał i powiedział do mnie Uchiha. Zdenerwowałem się.
- Chyba nie dosłyszałem.
- Mówię, że to twoje wystąpienie było głupie.
- Przepraszam bardzo. - obydwaj wstaliśmy, ściągnąłem z niego maskę. Pociągnąłem za płaszcz - Ale ja nie byłbym wstanie ciebie zabić. Czy kogokolwiek z moich przyjaciół.
- Rozkaz to rozkaz.
- Nic się nie zmieniłeś. - zawiesiłem się. - Byłbyś wstanie zabić Sakure?
- Dosyć! Naruto i Sasuke uspokójcie się. Nie jesteśmy tu by się kłócić. Nikt nikogo nie będzie zabijać. Jasne? - rzucił Shikamaru. Puściłem kruczowłosego i wróciłem na miejsce.
Zdjęliśmy maski, lecz pozostawiając kaptury na głowie. W milczeniu jedliśmy. Po krótkiej chwili, gdy skończyliśmy, Shikamaru odezwał się.
- Okej. Trzeba mieć jakiś plan. - kiwnęliśmy głowami. - Więc tak. Kiedy będziemy na miejscu. Szukamy śladów, informacji, czegokolwiek. Ocalałych - zawiesił się. Wątpiłem w ocalałych - Musimy poruszać się cicho i osłaniać się nawzajem. Zrozumiano?
- Tak. - rzekłem. - Jeżeli nadal tam będą? - wszyscy skierowali wzrok na mnie.
- Staniemy do walki. Jeżeli zginiemy to w obronie przyszłość. Jak na wojnie. - rzekł zakładając maskę
- I naruto - skierował do mnie - Hokage zabroniła używać ci twojego trybu.
- Co? - zdziwiłem się. - Wiesz, że jak będziemy musieli walczyć, to bez tego możemy nie dać rady?!
- Wiem. Ale mogą znać ciebie. Mogą wiedzieć, że Naruto Uzumaki z Wioski Liścia, potrafi kontrolować Dziewięcioogoniastego. To może być niebezpieczne, narażać wioskę
- Nie zgadzam sie na to.
- Naruto, tak zarządziła starszyzna i Hokage. Nic na to nie poradzę. - Odwróciłem głowę. Nie rozumiałem tego. Nagle usłyszałem coś. Podniosłem ręką. - Cicho - szepnąłem. Wszyscy umilkli. Nie odwracając się zacząłem się przysłuchiwać. Wiedziałem, że ktoś nas obserwuje. Siedziałem nie ruchomo i po krótkim czasie wszedłem w tryb mędrca. Z krzaków poleciał kunai. Wprost na siedzącego naprzeciwko mnie Shikamaru. Lecz złapałem go.
- Cholera! Otoczyć go! - zgodnie razem ruszyliśmy. Każdy w innym kierunku. Znalezienie go było łatwe.
Stanęliśmy w kółku, a po środku stał wysoki mężczyzna.
- Kim jesteś. - rzucił Kiba. Ten jedynie szyderczo uśmiechnął się, a z pośród drzew wyskoczyli shinobi. Otoczyli nas. W końcu ruszyliśmy do walki.
- Jednego złapać i związać! - krzyknął kapitan.
Rzuciłem się na dwóch shinobi. Podszedłem do nich, wyciągając katanę. Ponownie wszedłem w tryb mędrca.
- Nie dacie nam rady! - powiedział i zaśmiał się jeden z nich. Przypatrzyłem się im. Czarne kominiarki idealnie maskowały ich twarze. Na czole mieli opaskę z trójkątem. Nowa wioska?
- Żebyście nie byli zaskoczeni - uśmiechnąłem się i ruszyłem. Jeden z nich wyskoczył w powietrze. Lecz szybko stworzyłem RasenShiruken i posłałem w powietrze. Zobaczyłem, że ominął atak.
- Cholera - szepnąłem. Po chwili poczułem uderzenie w brzuch. Następnie wziął mnie za dłoń i rzucił o drzewo. Upadłem na ziemię, na mojej twarzy zawitał grymas z bólu.
Spojrzałem przed siebie. Do dwójki przeciwników dołączył jeszcze jeden. Szybko rozejrzałem się. Policzyłem wrogów, było ich dwadzieścia trzy, teraz dwadzieścia dwa. Sasuke zabił jednego.
Spostrzegłem, że biegł wprost na mnie. Rzuciłem kunai'em Latającego Boga Piorunów, za nimi. Po sekundzie znalazłem się za przeciwnikami. Odwrócili się, lecz zdążyłem jednego z nich przebić kataną. Uśmiechnąłem się. - Jeszcze dwóch - szepnąłem. Odskoczyli w boki. sięgnąłem do kabury po więcej kuani, lecz spostrzegłem, że nie wziąłem więcej kunai'ów Boga Piorunów. - Nosz, kur... - nie dokończyłem, bo jeden z nich rzucił się na mnie. Zacząłem z nim otartą walkę. Szybko rozejrzałem się, gdy zobaczyłem, że drugi stoi koło mojego kunai'a. Uderzyłem wroga z pięści, kiedy upadł, stałem już przy shinobi, który przygotowywał jutsu. Wyciągnąłem kunai i przeciąłem mu gardło, a jego ciepła krew prysnęła na moją maskę. Rozszerzył oczy, następnie upadł.
Nie zdążyłem wejść ponownie w tryb mędrca, bo przeciwnik biegł wprost na mnie. Jego ciało płonęło. Dosłownie. Płonęło zielonymi płomieniami. Wyciągnął ku mnie dłoń, a ów płomienie uderzyły mnie w klatkę piersiową. Wyleciałem w powietrze, następnie turlałem się po ziemi. Czułem nie wyobrażalny ból. Czułem jak klatka piersiowa mi płonie, jak tracę wszystkie siły. Czułem jak moja chakra ulatnia się ze mnie. Skuliłem się. Przez ból nie umiałem wykrzyczeć ani słowa. Trzymałem ręce na klatce. Szybko zdjąłem spaloną kamizelkę, następnie bluzę. Spojrzałem na nią. Między moimi żebrami istniała czarna plama. A zielone płomienie wdzierały się w moje wnętrzności, a na zewnątrz wydobywała się moja chakra, która wędrowała do jego ręki.
Spojrzałem przed siebie. Mój przeciwnik zbliżał się bardzo szybko, próbowałem wstać, ale ból i strach uniemożliwiał mi to. Stanął nade mną. Złapał za gardło i przycisnął do drzewa.
- Wiesz co najbardziej uwielbiam w tym jutsu - zaśmiał się szyderczo - że przez najbliższą dobę będziesz cierpiał, aż w końcu spłonie twoje ciało od środka. - ściągnął mi maskę.
- Szkoda takiej buzi. Widać, że prawdziwy z ciebie wojownik. -powili dusiłem się. Do reki wziął moją katanę. Przycisnął do mojego serca, które biło jak oszalałe. Nagle jego uścisk zmniejszał się, a z ust wydobyła się czerwona ciecz. Plunął nią w moją twarz. Upadł a ja razem z nim.
Ból zwiększył się, rozprzestrzenił się po moim brzuchu. Wygiąłem się, a moja chakra przestała być absorbowana. Otworzyłem oczy, nade mną stała przerażona hinata, kucnęła i próbowała uspokoić. Kręciłem się we wszystkie strony, aż w końcu nie chcący walnąłem ją w twarz, zdzierając maskę.
Podniosła się i usłyszałem jak cicho szepcze ''Byakugan''.
- Co? Jak to... - powiedziała z nie dowierzaniem. Nie mogłem nadal nic powiedzieć. Po kilku próbach, z mojej krtani wydobył się dźwięk. Krzyczałem z całych sił. Krzyczałem by ktoś mi pomógł, by zabrał ten ból - SAkura! - krzyknęła, a przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Słyszałem jedynie ciche odgłosy walki i rozmowy.
______________________________________________________________
Witam!
I jest rozdział drugi. już sie tłumaczę czemu rozdział tak późno. Pierwszy powód to: stanęłam na swojego laptopa -.- i gdy oddałam do naprawy moje wszystkie rozdziały znikły :(. Drugi powód to: szkoła. Jestem teraz w klasie trzeciej gim. [GIMBAZA!] i niestety moi nauczyciele już naciskają
Kolejny rozdział.... nie wiem kiedy Xd ale za nie długo :P
Wyczekujcie kolejnej notki
Pozdrawiam!
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Rozdział I - Smutne Wieści
- Chciałaś mnie widzieć, Hokage - rzekłem, zamykając za sobą drewniane drzwi. Spojrzałem w stronę blond włosej kobiety. Stała wpatrzona w wielkie okna. Spoglądała na opustoszałą wioskę. Tylko co jakiś czas przechodził shinobi, zrobić zakupy czy wyruszyć na misję. Nie zauważyła mnie, nadał stała bez ruchomo, mówiąc coś do siebie. Odchrząknąłem, zwracając na siebie uwagę i przyczyniając się do tego, że w moją stronę poleciał kunai. Szybko odchyliłem głowę w lewą stronę. Lecz narzędzie odcięło mi kosmyk blond włosów, które bezwładnie opadły na podłogę. Odwróciła się do mnie, podniosłem oczy w górę, stając na baczność.
- Wybacz Naruto - wypowiadając, opadła beztrosko na duży fotel. W nie dużym gabinecie nastała cisza. Przywódczyni wioski ponownie zatraciła się w swoich myślach.
- Hokage-sama - szepnąłem, a kobieta momentalnie odwróciła się do mnie. Wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Mam dla was dobrą wiadomość. Przeszliście treningi. Ty wraz z całym twoim rocznikiem - uśmiechnęła się, po czym wstała i ponownie usiadła lecz tym razem na biurku. Ucieszyłem się z tego powodu, że ukończyłem trening. Było to ciężkie, bo w między czasie musieliśmy wyruszać na misje. - I dlatego też, utworzę was w grupę, o nazwie ''TOBU*''Będziecie jedynie pod moim dowództwem.
- ANBU? - zapytałem.
- Nie. Oni mają jeszcze inne zmartwienia. Ale wy. Zajmiecie się sprawą tajemniczych shinobi. Macie ich wytropić, po czym zawiadomić wioskę, byśmy mogli ich zgładzić. Zabić każdego kto stanie wam na drodze do osiągnięcia celu. - powiedziała poważnie. W jej głosie nie dało się wyczuć niczego, co sugerowałoby, że to jedynie żart, czy chwili zawahania. - Jesteście ''specjalną'' jednostką.
- Jesteś tego pewna, Hokage? - popatrzyłem na nią, następnie skrzyżowałem ręce na swoich piersiach.
- Tak. Jesteście bardzo silni, razem dogadujecie się świetnie i umiecie współpracować. Również z Sasuke jesteście świetnie wyszkolonymi szpiegami. Dacie sobie radę - zeszła z biurka podchodząc do dużej szafy. Gabinet był w jednym kolorze, to co jedynie się wyróżniało to skórzany fotel, był zrobiony z ciemnej skóry. Po lewej stały półki, w których tylko Hokage wie co jest. Dalej było jedno krzesło. A po prawej stronie stała szafa, dalej kolejne półki, a nad nimi wisiały zdjęcia poprzednich Hokage wioski. Wzrokiem zatrzymałem się na moim ojcu. Uśmiechnąłem się do siebie.
Hokage rzuciła kartonem, co obudziło mnie ze swoich przemyśleń. Zmierzyłem wzrokiem ją i nie wielki karton, na którym widniał napis '' TOBU''- nazwa drużyny. Nie bardzo wiedziałem co w nim się znajduje. Broń? Po kilku sekundach dowiedziałem się tego.
- To są wasze stroje. - z pudełka wyjęła poskładane rzeczy, które zostały włożone w folię, a na niej było imie każdego z nas - Składa się z czarnych spodni, bluzy i kamizelki. Do tego również czarna maska i ochraniacze na przedramię.
- Cali na czarno? - zaśmiałem się.
- Głównie powinniście działać za nocy, w drzewach będzie was trudniej zauważyć, Naruto - zaczęła masować swoje skronie. A ja po przemyśleniach zgodziłem się z nią.
- To wszystko, Naruto. Poinformuj innych. Możesz odejść. - powiedziała a ja wykonałem polecenie. Wyszedłem na korytarz, po czym uzyłem Latającego Boga Piorunów i znalazłem się w skromnym domu. Od zawsze mieszkam sam, zawsze słucham tykającego zegara, nic więcej. Robi się to monotonne i przygnębiające. Nie zastanawiając się dłużej, skierowałem się do łazienki. Zdjąłem z siebie ubranie, odkręciłem wodę i wskoczyłem pod prysznic.
Po chwili usłyszałem dzwonek. Zakręciłem wodę. Zawinąłem swoje biodra w ręcznik.
- Już idę - krzyknąłem. Nagle poślizgnąłem się i upadłem na tyłek. - cholera - wyszeptałem. Spojrzałem na zegar, była 17.07. Zdziwiłem się, ktoś o tej porze. Raczej nikt nie wychodzi. Cały mokry i ociekający wodą otworzyłem drzwi. W nich stała granatowowłosa. Zmierzyła mnie, a na jej policzkach zawitał czerwony kolor. Od zakończenia wojny, czuje coś do niej. Coś dziwnego. Gdy ją widzę denerwuje się. Widziałem jak dojrzewa. Stała się pewną kobietą, ale jedynie w walce. Jej wstydliwość została do dziś. Uwielbiam to. Staliśmy się sobie bliscy.
- Hinata-chan - uśmiechnąłem się. Przełknęła głośno ślinę i na jednym wdechu powiedziała:
- Chcesz iść do baru z nami. Znaczy kazali mi po ciebie przyjść - skierowała na mnie wzrok. Wtedy spostrzegłem się, że strasznie zmalała.
- Muszę się ubrać - rzekłem - Wejdź. - przesunąłem się by mogła wejść.
Szybko wszedłem do sypialni. Ubrałem się w standardowy strój shinobi. Na wszelki wypadek na plecy przerzuciłem katane, do kabury włożyłem kilka kunai, na ręce założyłem również rękawiczki, odsłaniające place. Poprawiając je wszedłem do salonu. Na progu przystanąłem, zobaczyłem jak Hinata ogląda zdjęcie mojego ojca. Następnie do drobnej ręki wzięła moje zdjęcie po wojnie. Wtedy mieliśmy, nie, wiedzieliśmy, że zapanuje spokój. Przecież całe zło zostało zgładzone. Przynajmniej dopóki nie narodzi się drugi Madara.
Bez hałaśliwie podszedłem do niej. Stanąłem za jej plecami. Patrzyłem jak kciukiem błądzi po mojej twarzy na zdjęciu. Uśmiechnąłem się. W końcu stanąłem bokiem. Hinata gdy zorientowała się, szybko położyła zdjęcie na miejsce.
- Miało być tak pięknie, nie? - powiedziałem, opierając łokieć na półce. Hyuga zawstydzona skierowała wzrok w bok - Nie za to tyle osób oddało życie. Nie za to życie oddał Neji. - Na jego imię Hinacie na chwilę pojawiły łzy w oczach.
- Masz rację. - spojrzała na mnie, ścierając samotną łze z policzka.
- Powiedz mi. Czemu chciałaś za mnie oddać życie? To we mnie celowało, a ty stanęłaś przede mną, bez zawahania. - zapytałem. Miałem nadzieję, że tym razem powie mi prawdę. Zawsze zmieniała temat. Milczała. Odwróciła wzrok i milczała. - Odpowiedz. - odsunęła się trochę ode mnie. Popatrzyła w moje oczy.
- Bo twoim przeznaczeniem nie było zginąć na wojnie - uśmiechnęła się. Wiem, że za tym kryje się coś innego.
- Neji'emu też nie.
- Nie wracajmy do tego - fałszywie uśmiechnęła się - Oddał życie z nadzieją, że powstrzymasz ich. I udało ci się. Jesteś bohaterem, który zakończył wojnę, jesteś wzorem dla każdego, Naurot-kun
- Nie byłbym nim, gdyby nie pewna osoba. - spojrzałem na swoje buty.
- Hm? Jaka? - zdziwiła się. Podniosłem wzrok na nią.
- Ty. Kiedy byłem bliski poddaniu się i dołączeniu do Obito, ty mnie uratowałaś - na jej twrazy zawitało zdziwienie i zawstydzenie. Czułem, że nie spodziewała się tego co powiedziałem.
- Nie, ja nic nie zrobiłam - odpowiedziała.
- Zrobiłaś, dużo. Dziękuję - odruchowo pogłaskałem ją po włosach. Spojrzeliśmy na siebie i odsunęła się ode mnie.
- Chodźmy już - zmieniając temat, wyszła z salonu. Chwilę trwałem w milczeniu. W końcu dołączyłem do granatowowłosej.
Milcząc przemierzaliśmy puste ulice Konohy. Przypominam sobie jak jeszcze nie dawno, na ulicach biegało dużo dzieci, czy świeżo upieczeni genini, którzy gonili kota. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Do kieszeni włożyłem dłonie. Z oddali nagle dało się słyszeć, krzyk... ale radosny. Krzyk dzieci, które się bawią. Zdziwiłem się. Jedną brew podniosłem w górę.
- Słyszysz to Hinata? - zacząłem się oglądać za dźwiękiem. Nagle przed nami pojawiło się pięcioro młodych shinobi. Dwanaście, trzynaście lat. Bawiły się. Kiedy znikąd pojawiła się starszyzna przed nimi, wraz z ANBU.
- Zabrać ich - rozkazała kobieta.
- Ej! Oni się tylko bawią - podszedłem i stanąłem przed nimi.
- No tak. A powinni trenować i nie zakłócać spokoju w wiosce - podniósł głos mężczyzna.
- Ale to są dzieci! Treningi skończyły się dwie godziny temu! - krzyknąłem. Od trzech lat nie słyszałem bawiących się dzieci. Wszędzie panowała przygnębiająca cisza.
- Nie wtrącaj się Uzumaki. - spojrzała na mnie kobieta. - Zabierzcie ich i dajcie wycisk. - skierowała do ANBU, ci złapali za ramiona dzieci i zniknęli w kłębie dymu. Patrzyłem na starszyznę. Dziwię sie, że tacy ludzie mają władzę w wiosce.
- Do widzenia, Uzmaki. - odwrócili się ode mnie i odeszli. Zacisnąłem pięści, gdy poczułem ciepła dłoń na moim ramieniu.
- Chodźmy Naruto - posłuchałem jej. Po chwili byliśmy już pod barem. Przepuściłem Hinatę pierwszą i po chwili dołączyliśmy do grupy. Zająłem wolne miejsce między Ino a Shikamaru. Katanę położyłem obok siebie.
Słuchałem o czym dyskutują, ja nie miałem ochoty rozmawiać. Co chwilę zmieniali temat. Raz dyskutowali na temat wojny, później każdy pytał się Sasuke, co go skłoniło to obrony wioski. W końcu ich temat zszedł na temat tajemniczych ninjy, popijając kieliszki sake.
- E! Naruto - krzyknął Sasuke. Nie odpowiedziałem mu, czy też nie spojrzałem się na niego, gdyż jeszcze byłem zatracony w swoich myślach. Ktoś mnie szturchnął, wtedy podniosłem głowę.
- Co jest? - rzekłem.
- Chcesz - zapytał Sasuke, ukazując mi butelkę sake
- Nie. - Uchicha zmrużył oczy, następnie nalał ciecz do kieliszków.
- A ty? Co myślisz o tych shinobi? - odezwał się do mnie Kiba. - Jak ich powstrzymać. Hokage powinna coś zarządzić, czy coś - skończył łykając ciecz, po czym skrzywił twarz. Wtedy sobie przypomniałem:
- Zapomniałem! Byłem dzisiaj u Hokage.
- No i? - przerwała mi różowo włosa.
- Daj mi skończyć. - popatrzyłem na nią - Hokage powiedziała, że zakończyliśmy treningi - usłyszałem ciche krzyki radości, następnie Shikamaru znowu nalał cieczy do pustych naczyń - I utworzyła nas w grupę o nazwie TOBU. Mamy się zająć wytropieniem ich wioski, następnie zawiadomić wioskę. - wypowiedziałem się, a niektórzy ze zdziwienia zakrztusili się sake.
- Że co? My wszyscy? - odezwał się kruczowłosy, wycierając brodę z płynu.
- Tak.
- Nie jest to zbyt niebezpieczne? - oparła kocie o stół blond włosa.
- No, powiedziała, że jesteśmy dość silini by dać sobie radę - skończyłem, opierając łokcie o stół i łykając sake, które nalałem do naczynia. Poczułem jak gorzki smak spływa mi po gardle, a następnie pojawia się w nim gorąco.
- Eh. To zbyt upierdliwe. - rzekł Nara, następnie zapadła między nami cisza, którą przerwał członek ANBU
- Grupa TOBU. Hokage was wzywa. - z pod maski wydobył się damski głos. Spojrzeliśmy na kobietę. Następnie wstaliśmy i skierowaliśmy się do gabinetu.
Razem weszliśmy do pokoju. Za biurkiem siedziała Tsunade-sama. Obok niej stała Shizune. Nie wyglądały na szczęśliwe, a w powietrzu wysiał smutek.
- Witajcie. - spojrzała na nas. Zmierzyła wzrokiem i - Nie wiem od czego zacząć - rzekła.
- Co się stało, Hokage? - odezwał się Sai, który dotychczas siedział cicho. Babunia-Tsunade wzięła głęboki wdech. Dłonią przetarła spocone czoło.
- Kazekage poległ.
* - Tokushu butai - po japońsku to Jednostka Specjalna. Z tych dwóch wyrazów wzięłam pierwsze dwie literki i połączyłam, w taki sposób powstało ''TOBU'' xd
Od Autorki: Więc za nami już rozdział pierwszy. Mam nadzieje że wam się spodobał ^_^ Dodałam go szybko, tak wiem, ale myśle, że się ucieszycie niż pogniewacie :D Powoli historia się rozkręca. I to chyba na tylee... a i piszcie komentarze jakie ''wrażenia'' po przeczytaniu :) xd
W następnym rozdziale: Rzuciłem się na dwóch shinobi. Podszedłem do nich, wyciągając katanę. Ponownie wszedłem w tryb mędrca.
- Nie dacie nam rady! - powiedział i zaśmiał się jeden z nich. Przypatrzyłem się im. Czarne kominiarki idealnie maskowały ich twarze. Na czole mieli opaskę z trójkątem. Nowa wioska?
- Żebyście nie byli zaskoczeni - uśmiechnąłem się i ruszyłem.
Pozdrawiam Melanie :)
- Wybacz Naruto - wypowiadając, opadła beztrosko na duży fotel. W nie dużym gabinecie nastała cisza. Przywódczyni wioski ponownie zatraciła się w swoich myślach.
- Hokage-sama - szepnąłem, a kobieta momentalnie odwróciła się do mnie. Wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Mam dla was dobrą wiadomość. Przeszliście treningi. Ty wraz z całym twoim rocznikiem - uśmiechnęła się, po czym wstała i ponownie usiadła lecz tym razem na biurku. Ucieszyłem się z tego powodu, że ukończyłem trening. Było to ciężkie, bo w między czasie musieliśmy wyruszać na misje. - I dlatego też, utworzę was w grupę, o nazwie ''TOBU*''Będziecie jedynie pod moim dowództwem.
- ANBU? - zapytałem.
- Nie. Oni mają jeszcze inne zmartwienia. Ale wy. Zajmiecie się sprawą tajemniczych shinobi. Macie ich wytropić, po czym zawiadomić wioskę, byśmy mogli ich zgładzić. Zabić każdego kto stanie wam na drodze do osiągnięcia celu. - powiedziała poważnie. W jej głosie nie dało się wyczuć niczego, co sugerowałoby, że to jedynie żart, czy chwili zawahania. - Jesteście ''specjalną'' jednostką.
- Jesteś tego pewna, Hokage? - popatrzyłem na nią, następnie skrzyżowałem ręce na swoich piersiach.
- Tak. Jesteście bardzo silni, razem dogadujecie się świetnie i umiecie współpracować. Również z Sasuke jesteście świetnie wyszkolonymi szpiegami. Dacie sobie radę - zeszła z biurka podchodząc do dużej szafy. Gabinet był w jednym kolorze, to co jedynie się wyróżniało to skórzany fotel, był zrobiony z ciemnej skóry. Po lewej stały półki, w których tylko Hokage wie co jest. Dalej było jedno krzesło. A po prawej stronie stała szafa, dalej kolejne półki, a nad nimi wisiały zdjęcia poprzednich Hokage wioski. Wzrokiem zatrzymałem się na moim ojcu. Uśmiechnąłem się do siebie.
Hokage rzuciła kartonem, co obudziło mnie ze swoich przemyśleń. Zmierzyłem wzrokiem ją i nie wielki karton, na którym widniał napis '' TOBU''- nazwa drużyny. Nie bardzo wiedziałem co w nim się znajduje. Broń? Po kilku sekundach dowiedziałem się tego.
- To są wasze stroje. - z pudełka wyjęła poskładane rzeczy, które zostały włożone w folię, a na niej było imie każdego z nas - Składa się z czarnych spodni, bluzy i kamizelki. Do tego również czarna maska i ochraniacze na przedramię.
- Cali na czarno? - zaśmiałem się.
- Głównie powinniście działać za nocy, w drzewach będzie was trudniej zauważyć, Naruto - zaczęła masować swoje skronie. A ja po przemyśleniach zgodziłem się z nią.
- To wszystko, Naruto. Poinformuj innych. Możesz odejść. - powiedziała a ja wykonałem polecenie. Wyszedłem na korytarz, po czym uzyłem Latającego Boga Piorunów i znalazłem się w skromnym domu. Od zawsze mieszkam sam, zawsze słucham tykającego zegara, nic więcej. Robi się to monotonne i przygnębiające. Nie zastanawiając się dłużej, skierowałem się do łazienki. Zdjąłem z siebie ubranie, odkręciłem wodę i wskoczyłem pod prysznic.
Po chwili usłyszałem dzwonek. Zakręciłem wodę. Zawinąłem swoje biodra w ręcznik.
- Już idę - krzyknąłem. Nagle poślizgnąłem się i upadłem na tyłek. - cholera - wyszeptałem. Spojrzałem na zegar, była 17.07. Zdziwiłem się, ktoś o tej porze. Raczej nikt nie wychodzi. Cały mokry i ociekający wodą otworzyłem drzwi. W nich stała granatowowłosa. Zmierzyła mnie, a na jej policzkach zawitał czerwony kolor. Od zakończenia wojny, czuje coś do niej. Coś dziwnego. Gdy ją widzę denerwuje się. Widziałem jak dojrzewa. Stała się pewną kobietą, ale jedynie w walce. Jej wstydliwość została do dziś. Uwielbiam to. Staliśmy się sobie bliscy.
- Hinata-chan - uśmiechnąłem się. Przełknęła głośno ślinę i na jednym wdechu powiedziała:
- Chcesz iść do baru z nami. Znaczy kazali mi po ciebie przyjść - skierowała na mnie wzrok. Wtedy spostrzegłem się, że strasznie zmalała.
- Muszę się ubrać - rzekłem - Wejdź. - przesunąłem się by mogła wejść.
Szybko wszedłem do sypialni. Ubrałem się w standardowy strój shinobi. Na wszelki wypadek na plecy przerzuciłem katane, do kabury włożyłem kilka kunai, na ręce założyłem również rękawiczki, odsłaniające place. Poprawiając je wszedłem do salonu. Na progu przystanąłem, zobaczyłem jak Hinata ogląda zdjęcie mojego ojca. Następnie do drobnej ręki wzięła moje zdjęcie po wojnie. Wtedy mieliśmy, nie, wiedzieliśmy, że zapanuje spokój. Przecież całe zło zostało zgładzone. Przynajmniej dopóki nie narodzi się drugi Madara.
Bez hałaśliwie podszedłem do niej. Stanąłem za jej plecami. Patrzyłem jak kciukiem błądzi po mojej twarzy na zdjęciu. Uśmiechnąłem się. W końcu stanąłem bokiem. Hinata gdy zorientowała się, szybko położyła zdjęcie na miejsce.
- Miało być tak pięknie, nie? - powiedziałem, opierając łokieć na półce. Hyuga zawstydzona skierowała wzrok w bok - Nie za to tyle osób oddało życie. Nie za to życie oddał Neji. - Na jego imię Hinacie na chwilę pojawiły łzy w oczach.
- Masz rację. - spojrzała na mnie, ścierając samotną łze z policzka.
- Powiedz mi. Czemu chciałaś za mnie oddać życie? To we mnie celowało, a ty stanęłaś przede mną, bez zawahania. - zapytałem. Miałem nadzieję, że tym razem powie mi prawdę. Zawsze zmieniała temat. Milczała. Odwróciła wzrok i milczała. - Odpowiedz. - odsunęła się trochę ode mnie. Popatrzyła w moje oczy.
- Bo twoim przeznaczeniem nie było zginąć na wojnie - uśmiechnęła się. Wiem, że za tym kryje się coś innego.
- Neji'emu też nie.
- Nie wracajmy do tego - fałszywie uśmiechnęła się - Oddał życie z nadzieją, że powstrzymasz ich. I udało ci się. Jesteś bohaterem, który zakończył wojnę, jesteś wzorem dla każdego, Naurot-kun
- Nie byłbym nim, gdyby nie pewna osoba. - spojrzałem na swoje buty.
- Hm? Jaka? - zdziwiła się. Podniosłem wzrok na nią.
- Ty. Kiedy byłem bliski poddaniu się i dołączeniu do Obito, ty mnie uratowałaś - na jej twrazy zawitało zdziwienie i zawstydzenie. Czułem, że nie spodziewała się tego co powiedziałem.
- Nie, ja nic nie zrobiłam - odpowiedziała.
- Zrobiłaś, dużo. Dziękuję - odruchowo pogłaskałem ją po włosach. Spojrzeliśmy na siebie i odsunęła się ode mnie.
- Chodźmy już - zmieniając temat, wyszła z salonu. Chwilę trwałem w milczeniu. W końcu dołączyłem do granatowowłosej.
Milcząc przemierzaliśmy puste ulice Konohy. Przypominam sobie jak jeszcze nie dawno, na ulicach biegało dużo dzieci, czy świeżo upieczeni genini, którzy gonili kota. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Do kieszeni włożyłem dłonie. Z oddali nagle dało się słyszeć, krzyk... ale radosny. Krzyk dzieci, które się bawią. Zdziwiłem się. Jedną brew podniosłem w górę.
- Słyszysz to Hinata? - zacząłem się oglądać za dźwiękiem. Nagle przed nami pojawiło się pięcioro młodych shinobi. Dwanaście, trzynaście lat. Bawiły się. Kiedy znikąd pojawiła się starszyzna przed nimi, wraz z ANBU.
- Zabrać ich - rozkazała kobieta.
- Ej! Oni się tylko bawią - podszedłem i stanąłem przed nimi.
- No tak. A powinni trenować i nie zakłócać spokoju w wiosce - podniósł głos mężczyzna.
- Ale to są dzieci! Treningi skończyły się dwie godziny temu! - krzyknąłem. Od trzech lat nie słyszałem bawiących się dzieci. Wszędzie panowała przygnębiająca cisza.
- Nie wtrącaj się Uzumaki. - spojrzała na mnie kobieta. - Zabierzcie ich i dajcie wycisk. - skierowała do ANBU, ci złapali za ramiona dzieci i zniknęli w kłębie dymu. Patrzyłem na starszyznę. Dziwię sie, że tacy ludzie mają władzę w wiosce.
- Do widzenia, Uzmaki. - odwrócili się ode mnie i odeszli. Zacisnąłem pięści, gdy poczułem ciepła dłoń na moim ramieniu.
- Chodźmy Naruto - posłuchałem jej. Po chwili byliśmy już pod barem. Przepuściłem Hinatę pierwszą i po chwili dołączyliśmy do grupy. Zająłem wolne miejsce między Ino a Shikamaru. Katanę położyłem obok siebie.
Słuchałem o czym dyskutują, ja nie miałem ochoty rozmawiać. Co chwilę zmieniali temat. Raz dyskutowali na temat wojny, później każdy pytał się Sasuke, co go skłoniło to obrony wioski. W końcu ich temat zszedł na temat tajemniczych ninjy, popijając kieliszki sake.
- E! Naruto - krzyknął Sasuke. Nie odpowiedziałem mu, czy też nie spojrzałem się na niego, gdyż jeszcze byłem zatracony w swoich myślach. Ktoś mnie szturchnął, wtedy podniosłem głowę.
- Co jest? - rzekłem.
- Chcesz - zapytał Sasuke, ukazując mi butelkę sake
- Nie. - Uchicha zmrużył oczy, następnie nalał ciecz do kieliszków.
- A ty? Co myślisz o tych shinobi? - odezwał się do mnie Kiba. - Jak ich powstrzymać. Hokage powinna coś zarządzić, czy coś - skończył łykając ciecz, po czym skrzywił twarz. Wtedy sobie przypomniałem:
- Zapomniałem! Byłem dzisiaj u Hokage.
- No i? - przerwała mi różowo włosa.
- Daj mi skończyć. - popatrzyłem na nią - Hokage powiedziała, że zakończyliśmy treningi - usłyszałem ciche krzyki radości, następnie Shikamaru znowu nalał cieczy do pustych naczyń - I utworzyła nas w grupę o nazwie TOBU. Mamy się zająć wytropieniem ich wioski, następnie zawiadomić wioskę. - wypowiedziałem się, a niektórzy ze zdziwienia zakrztusili się sake.
- Że co? My wszyscy? - odezwał się kruczowłosy, wycierając brodę z płynu.
- Tak.
- Nie jest to zbyt niebezpieczne? - oparła kocie o stół blond włosa.
- No, powiedziała, że jesteśmy dość silini by dać sobie radę - skończyłem, opierając łokcie o stół i łykając sake, które nalałem do naczynia. Poczułem jak gorzki smak spływa mi po gardle, a następnie pojawia się w nim gorąco.
- Eh. To zbyt upierdliwe. - rzekł Nara, następnie zapadła między nami cisza, którą przerwał członek ANBU
- Grupa TOBU. Hokage was wzywa. - z pod maski wydobył się damski głos. Spojrzeliśmy na kobietę. Następnie wstaliśmy i skierowaliśmy się do gabinetu.
Razem weszliśmy do pokoju. Za biurkiem siedziała Tsunade-sama. Obok niej stała Shizune. Nie wyglądały na szczęśliwe, a w powietrzu wysiał smutek.
- Witajcie. - spojrzała na nas. Zmierzyła wzrokiem i - Nie wiem od czego zacząć - rzekła.
- Co się stało, Hokage? - odezwał się Sai, który dotychczas siedział cicho. Babunia-Tsunade wzięła głęboki wdech. Dłonią przetarła spocone czoło.
- Kazekage poległ.
________________________________________________________
Od Autorki: Więc za nami już rozdział pierwszy. Mam nadzieje że wam się spodobał ^_^ Dodałam go szybko, tak wiem, ale myśle, że się ucieszycie niż pogniewacie :D Powoli historia się rozkręca. I to chyba na tylee... a i piszcie komentarze jakie ''wrażenia'' po przeczytaniu :) xd
W następnym rozdziale: Rzuciłem się na dwóch shinobi. Podszedłem do nich, wyciągając katanę. Ponownie wszedłem w tryb mędrca.
- Nie dacie nam rady! - powiedział i zaśmiał się jeden z nich. Przypatrzyłem się im. Czarne kominiarki idealnie maskowały ich twarze. Na czole mieli opaskę z trójkątem. Nowa wioska?
- Żebyście nie byli zaskoczeni - uśmiechnąłem się i ruszyłem.
Pozdrawiam Melanie :)
piątek, 22 sierpnia 2014
Prolog
Od zakończenia wojny minęło pięc lat. Po zwycięstwie nastał pokój. Wioski cieszyły się spokojem, błogością. Zaczęły strasznie szybko rozwijać się. Lecz nie na długo. Wymarzony pokój nie trwał długo.
Trzy lata temu zaczęły pustoszeć wioski, ludzie którzy w nich mieszkali zostali wyrżnięci jak zwierzęta. Kiedy przyjeżdżaliśmy na miejsce, nie leżało tam ani jedno ciało. W powietrzu unosił się jedynie zapach śmierci.
Nikt nie wie jak, nikt nie wie skąd przybyli, czy gdzie znajduje się wioska tajemniczych shinobi.
Od trzech lat wioska zmieniła się. Shinobi zostają wysyłani na specjalne treningi. Hokage jak i pozostałe Nacje zarządziły Stan Najwyższej Gotowości. Bariera obronna, została bardziej wzmocniona. Mieszkańcy wyjechali z rozkazu Hokage w bezpieczne miejsce, zostawiając swoje dzieci, które nadają sie na shinobi. Wioska opostoszała. Ulice które niegdyś były przepełnione ludźmi, radością, stały się szare, puste. Podobnie jak resztę wielkich nacji. Babunia Tsunade jeszcze bardziej pogrążyła się w alkoholu, i przez to słucha starszyzny.
Poległy już dwie nacje, Wioska Ukryta w Mgle i Wioska ukrytej Skały, nawet Kage tych wiosek, zginęli. Tylko garstka uratowanych skierowali się do nas, teraz mieszkają z nami w wiosce. Jednak tylko nie wielu. Żyjemy w strachu. Czekamy, aż nastąpi nasza kolej, aż w końcu zaatakują moją wioskę by przestała istnieć.
My ninja z Liścia żyjemy tym by dorównać wrogowi, znaleźć na ich temat informacje i zgładzić.
Nie możemy kochać, współczuć. Starszyzna uczy nas zabijać przyjaciół gdy nie będzie zdatny do walki, nawet Hokage zgodziła się z tym. To nie dorzeczne. Nic nie jest takie jak dawniej. I nigdy nie będzie. Nikt nie może ich pokonać. Są zbyt szybcy, nieprzewidywalni, nieśmiertelni.
Nazywam się Naruto Uzumaki, mam 21 lat i opowiem wam historię, w której mimo całego zła, istnieje braterstwo, miłość, gdzie przyjaciele są dla siebie zbyt lojalni by zabić drugiego.
Od Autorki: Witam na moim blogu :) Prolog nie był długi, ale mam nadzieję, że spodobało wam się i będziecie czekać na rozdział pierwszy. Więc tak. Notki będą pojawiać się nieregularnie. Ale am w planach dodawać je dość systematycznie. Co najmniej jeden na dwa tygodnie :)
W następnym rozdziale:
- Miało być tak pięknie, nie? - powiedziałem, opierając łokieć na półce. Hyuga zawstydzona skierowała wzrok w bok - Nie za to tyle osób oddało życie. Nie za to życie oddał Neji. - Na jego imię Hinacie na chwilę pojawiły łzy w oczach.
- Masz rację. - spojrzała na mnie, scierając samotną łze z policzka.
- Powiedz mi. Czemu chciałaś za mnie oddać życie? To we mnie celowało, a ty stanęłaś przede mną, bez zawachania. - zapytałem. Miałem nadzieję, że tym razem powie mi prawdę. Zawsze zmieniała temat. Milczała. Odwórciła wzrok i milaczała. - Odpowiedz. - odsunęła się trochę ode mnie. Popatrzyła w moje oczy.
Pozdrawiam Melanie :)
Trzy lata temu zaczęły pustoszeć wioski, ludzie którzy w nich mieszkali zostali wyrżnięci jak zwierzęta. Kiedy przyjeżdżaliśmy na miejsce, nie leżało tam ani jedno ciało. W powietrzu unosił się jedynie zapach śmierci.
Nikt nie wie jak, nikt nie wie skąd przybyli, czy gdzie znajduje się wioska tajemniczych shinobi.
Od trzech lat wioska zmieniła się. Shinobi zostają wysyłani na specjalne treningi. Hokage jak i pozostałe Nacje zarządziły Stan Najwyższej Gotowości. Bariera obronna, została bardziej wzmocniona. Mieszkańcy wyjechali z rozkazu Hokage w bezpieczne miejsce, zostawiając swoje dzieci, które nadają sie na shinobi. Wioska opostoszała. Ulice które niegdyś były przepełnione ludźmi, radością, stały się szare, puste. Podobnie jak resztę wielkich nacji. Babunia Tsunade jeszcze bardziej pogrążyła się w alkoholu, i przez to słucha starszyzny.
Poległy już dwie nacje, Wioska Ukryta w Mgle i Wioska ukrytej Skały, nawet Kage tych wiosek, zginęli. Tylko garstka uratowanych skierowali się do nas, teraz mieszkają z nami w wiosce. Jednak tylko nie wielu. Żyjemy w strachu. Czekamy, aż nastąpi nasza kolej, aż w końcu zaatakują moją wioskę by przestała istnieć.
My ninja z Liścia żyjemy tym by dorównać wrogowi, znaleźć na ich temat informacje i zgładzić.
Nie możemy kochać, współczuć. Starszyzna uczy nas zabijać przyjaciół gdy nie będzie zdatny do walki, nawet Hokage zgodziła się z tym. To nie dorzeczne. Nic nie jest takie jak dawniej. I nigdy nie będzie. Nikt nie może ich pokonać. Są zbyt szybcy, nieprzewidywalni, nieśmiertelni.
Nazywam się Naruto Uzumaki, mam 21 lat i opowiem wam historię, w której mimo całego zła, istnieje braterstwo, miłość, gdzie przyjaciele są dla siebie zbyt lojalni by zabić drugiego.
__________________________________________________
Od Autorki: Witam na moim blogu :) Prolog nie był długi, ale mam nadzieję, że spodobało wam się i będziecie czekać na rozdział pierwszy. Więc tak. Notki będą pojawiać się nieregularnie. Ale am w planach dodawać je dość systematycznie. Co najmniej jeden na dwa tygodnie :)
W następnym rozdziale:
- Miało być tak pięknie, nie? - powiedziałem, opierając łokieć na półce. Hyuga zawstydzona skierowała wzrok w bok - Nie za to tyle osób oddało życie. Nie za to życie oddał Neji. - Na jego imię Hinacie na chwilę pojawiły łzy w oczach.
- Masz rację. - spojrzała na mnie, scierając samotną łze z policzka.
- Powiedz mi. Czemu chciałaś za mnie oddać życie? To we mnie celowało, a ty stanęłaś przede mną, bez zawachania. - zapytałem. Miałem nadzieję, że tym razem powie mi prawdę. Zawsze zmieniała temat. Milczała. Odwórciła wzrok i milaczała. - Odpowiedz. - odsunęła się trochę ode mnie. Popatrzyła w moje oczy.
Pozdrawiam Melanie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)